Wczorajsza kompromitacja promocji żużla na Basenie Narodowym ma w sobie ścisły związek ze słowem "ryzyko".
Na wstępie rozpatrzmy błędy, które popełnili organizatorzy w dziedzinie zarządzania ryzykiem:
1) Wydaje się to nieprawdopodobne, ale jednak wszystko wskazuje na to, że organizując zawody o wielomilionowym budżecie, nie przetestowano wcześniej maszyny startowej.
2) Wydaje się to również nieprawdopodobne, ale jednak wszystko wskazuje na to, że organizując zawody o wielomilionowym budżecie, nie zapewniono wymiennika wartej może kilka tysięcy złotych maszyny startowej (zabezpieczenie, reakcja na ryzyko się kłania!).
3) Wydaje się to również nieprawdopodobne, ale jednak wszystko wskazuje na to, że organizując zawody o wielomilionowym budżecie, po wyłożeniu toru, nie zapłacono paru żużlowcom mniejszego kalibru niż uczestnicy cyklu GP, aby go przetestowali pod kątem jakości.
Jeśli natomiast prawdą jest, że organizatorzy straszyli zawodników karami za odmowę dalszych startów (o tym mówili komentatorzy C+), wówczas oznacza to, że ci ludzie kompletnie nie znają się na psychologii i nie poznali definicji akceptacji ryzyka. Otóż żużlowcy, to taka "nacja", która ryzyko akceptuje i która z dużą doża prawdopodobieństwa nie potrafi żyć bez ryzyka. Oczywiście takiego na rozsądnym poziomie. Jakiekolwiek próby takiej perswazji mogły przynieść tylko i wyłącznie odwrotny od zamierzonego skutek. Jeśli żużlowcy odmawiają jazdy z powodu jakości toru, wówczas oznacza to, że był on naprawdę krytycznie niebezpieczny.
Klinicznym przykładem człowieka, który wręcz poszukuje ryzyka, był żegnany w nieszczęsnych okolicznościach Tomasz Gollob. Człowiek, który ma w dorobku jeden tytuł MŚ, a mógł mieć tych tytułów co najmniej dwa. Tylko, że na kilka dni przed zawodami życia w cyklu, w którym prowadził ze znaczną przewagą, nie potrafił odmówić sobie startu w "nieistotnych" zawodach o puchar czegoś-tam. No i połamał się. Charakterystyczne jest, że Pan (o takiej - nieprawidłowej - pisowni wobec niektórych osób, której używam z szacunku, pisałem w Międzynarodowych...) Tomasz kończył cykl GP 2010 także połamany, ale tym razem na szczęście tytuł już miał w ręku.
Mowa o człowieku "chorym" na tytuł indywidualnego MŚ. Temu podporządkował w karierze niemal wszystko, łącznie z przeprowadzką do Gorzowa, aby jeszcze lepiej zgłębić tajniki jazdy na trudnych technicznie torach. Mowa jednak też o człowieku "chorym" na ryzyko. Dlatego ma w dorobku "aż" jeden tytuł indywidualnego MŚ. Dlatego też ma w dorobku "tylko" jeden tytuł indywidualnego MŚ.
Żużel to sport dla odważnych i po części trochę z punktu widzenia ogółu "nienormalnych" ludzi. Stąd tragiczne żniwo na torze (wypadki śmiertelne w przeszłości) oraz poza torem (tragiczna śmierć Edwarda Jancarza, samobójstwa zawodników). Z punktu widzenia nauk badających skłonność do ryzyka istotne jest to, że tacy ludzie jak Pan Tomasz i w pewnym sensie wszyscy inni żużlowcy, istnieją w każdej dziedzinie życia. Założenie, że wszyscy chcą unikać ryzyka, jest błędne. Zresztą na przykład biznes to też z jednej strony ryzyko utraty środków, z drugiej premia za podjęcie tego ryzyka. Bez A, nie jest możliwe B.
Maciej Skudlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz