Ludzie mają różny apetyt na ryzyko i różne poziomy akceptacji ryzyka. Ryzyko to szansa, ale i groźba. Do historii jednak przechodzą ci, którzy nie zważają na poziom ceny ryzyka.
2 stycznia br. Fakt w swoim dodatku "Fakt historia" opisał losy budowniczych mostu brooklynskiego. Budowa nowatorskiej konstrukcji pochłonęła życie wielu osób, w tym pomysłodawcy i konstruktora Johna Roeblinga* (wskutek wypadku) oraz kontynuującego budowę dzieła jego syna (wskutek naturalnej w tych warunkach choroby kesonowej).
Wszyscy wiedzą, że życie Marii Curie-Skłodowskiej było krótkie z powodu narażenia na radiację. Znamy też mniej drastyczne, ale znamienne historie bardziej współczesne. Robert Kubica rozwalił siebie i swoją karierę w F1 poprzez udział w podrzędnym rajdzie samochodowym. Tomasz Gollob przehuśtał tytuł mistrza świata łamiąc się kilka dni przed decydującą rozgrywką w jakichś zawodach o małych znaczeniu.
Ale im mimo wszystko się udało. W mniejszym lub większym stopniu przeszli do historii. Gollobowi zresztą udało się dopiąć celu kilka lat później. A ilu było tych, którzy próbowali, ale im się nie udało? Też zapłacili wysoką cenę, ale nie zrealizowali premii w postaci sławy i satysfakcji z wykonanego dzieła? Pewnie wielu.
Amerykanie niegdyś przeprowadzili ankietę wśród sportowców, gdzie pytali się o granice poświęcenia dla złotego medalu olimpijskiego. Okazało się, że bardzo wielu z ankietowanych poświęciłoby zdrowie lub/i życie.
Ale nie ma życia bez ryzyka! Choć nie każdy jest takim wariatem, jak bohater filmu Awiator (grany przez Leonadro di Caprio). Ale baz takich, jak on, świat byłby po pierwsze nudny, po drugie nie byłoby postępu. Bozia to jednak mądrze poukładała.
Maciej Skudlik
*) Pisałem o tym wcześniej, a potwierdził to Marek Wałkuski w książce Wałkowanie Ameryki, że ilość mieszkańców USA pierwotnego pochodzenia niemieckiego (emigracja XIX i XX wieku, patrz nazwiska Bush, Eisenhower, wielu Brownów, Millerów oraz wiele, wiele innych) jest doprawdy godziwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz