niedziela, 25 października 2015

Trudny dzień. Cz. III. Organizacja (zbiór osobliwości)




Jacek w drodze do pracy myślał o swojej pozycji zawodowej i o firmie, w której pracował. Miał specyficzne podejście do pracowników i dysponował równie specyficznymi pracownikami. Niemal połowę stanowili ludzie „z polecenia” i oczywiście pełnili ono rolę szefów swoich działów. Czasem były to wręcz stanowiska pozorne. Dla równowagi, do wykonywania normalnej pracy teoretycznie pod nadzorem „krewnych i znajomych królika” Jacek zatrudniał prawdziwych fachowców. Oczywiście zarabiali  oni nieco mniej od swych niekompetentnych szefów. Aby jednak utrzymać w ryzach firmę, Jacek płacił im inną walutą. Szybko nauczył się, że są ludzie, dla których pieniądze nie są najważniejsze. I tak, czołowy informatyk był zapalonym kajakarzem i uzyskiwał zwolnienie z pracy bez żadnych problemów w tych dniach, gdy na pobliskiej tamie spuszczano wodę na tor. A kiedy to następowało? Kiedykolwiek, nie miało to znaczenia. Kompetentna księgowa trzymająca wszystko w jako takim ładzie bardzo lubiła egzotyczne podróże, które potrafiły trwać czasem miesiąc, a nawet dwa. Nie było z tym problemu. Złota rączka elektryk z kolei pytany o zarobki niezmiennie odpowiadał:

- To nie ma znaczenia, i tak całą kasę zabiera mi żona.

Temu Jacek pomagał w realizacji kariery naukowej, a poza tym czasem płacił drobne "premie" poza oficjalnym paskiem.


Jacek oczywiście musiał sobie też radzić z występującymi co jakiś czas buntami „kierowników”, którzy potrafili nagle zapałać oficjalną chęcią ustawiania „swoich” pracowników. Wówczas czasowo wysyłał przydatnego pracownika na delegację lub przesuwał go do innego działu i po tygodniu taki „kierownik” pozbawiony swoich pożyczonych kompetencji nieodmiennie miękł.


Zresztą ten przedziwny zbór osobliwości okazywał się już nieraz przydatny. Tak było na przykład przy okradaniu sklepu firmowego. Mijały dni, a policja nie była w stanie niczego stwierdzić. Dzięki umiejętnościom swoich ludzi, a zwłaszcza informatyka-kajakarza, Jacek sam przeprowadził śledztwo i w chwili decydującej rozmowy z posterunkowym Śledziem i aspirantem Dąbrowskim, wiedział już wszystko.

- Panie prezesie, my przeprowadziliśmy gruntowne śledztwo, przesłuchaliśmy wszystkich podejrzanych. Nic więcej nie możemy już zrobić – mówił posterunkowy, któremu bardzo się spieszyło i który w marzeniach układał już sobie scenariusz wizyty na ulicy Zacisznej, gdzie w zamian za słabą spostrzegawczość przedstawicieli prawa ludzie prowadzący nielegalną produkcję alkoholu pozwalali na harce ze swoją niezbyt pruderyjną nastoletnią córką.

- Doprawdy? – odparł Jacek – A przesłuchaliście moich pracowników, Kowala i Nowackiego? Nie? To ciekawe! A przejrzeliście obraz z kamery ze sklepu naprzeciwko? Przecież ci durnie nie wzięli pod uwagę, że inne obiekty też są monitorowane. Panowie stróże prawa. Ja wiem, kto nas okradał. Ja wiem, że oni wam płacą za brak reakcji. Wiem wszystko.

- Ależ panie prezesie, te oskarżenia są wstrętne, będziemy musieli wyciągnąć konsekwencje.

- Tak? Ciekawe. Panom się w ogóle spieszy? Jedziecie gdzieś potem? Może na ulicę Zaciszną? Wiecie, że macie wbudowane GPS-y w samochodach. Wiecie, że dobry macher jest w stanie sprawdzić wasze trasy. Dość często tam bywacie. Ciekawe, dlaczego?

Obu mundurowym zrobiło się natychmiast zimno.

- Oczekuję od was raportu do ubezpieczalni. Tych kretynów już sam zwolniłem. Oczekuję od was również, że w razie rzeczywistych kłopotów, pomożecie mi. Czasem niezbędna jest pewna wiedza operacyjna i dostęp do niektórych danych. To pomaga w biznesie. Jasne?

- Ależ…

- Czy to jasne?

- No… tak!

- A teraz jedźcie, gdzie chcecie! Chwilowo nie chcę was widzieć.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tradycyjnie ślę kolejne podziękowania p. Aleksandrze. Bez tej pomocy jakość tych tekstów byłaby zdecydowanie gorsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz