Jacek w
drodze do pracy myślał o swojej pozycji zawodowej i o firmie, w której
pracował. Miał specyficzne podejście do pracowników i dysponował równie
specyficznymi pracownikami. Niemal połowę stanowili ludzie „z polecenia” i
oczywiście pełnili ono rolę szefów swoich działów. Czasem były to wręcz
stanowiska pozorne. Dla równowagi, do wykonywania normalnej pracy teoretycznie
pod nadzorem „krewnych i znajomych królika” Jacek zatrudniał prawdziwych
fachowców. Oczywiście zarabiali oni nieco
mniej od swych niekompetentnych szefów. Aby jednak utrzymać w ryzach firmę,
Jacek płacił im inną walutą. Szybko nauczył się, że są ludzie, dla których
pieniądze nie są najważniejsze. I tak, czołowy informatyk był zapalonym
kajakarzem i uzyskiwał zwolnienie z pracy bez żadnych problemów w tych dniach, gdy
na pobliskiej tamie spuszczano wodę na tor. A kiedy to następowało?
Kiedykolwiek, nie miało to znaczenia. Kompetentna księgowa trzymająca
wszystko w jako takim ładzie bardzo lubiła egzotyczne podróże, które potrafiły
trwać czasem miesiąc, a nawet dwa. Nie było z tym problemu. Złota rączka
elektryk z kolei pytany o zarobki niezmiennie odpowiadał:
- To nie ma
znaczenia, i tak całą kasę zabiera mi żona.
Temu Jacek
pomagał w realizacji kariery naukowej, a poza tym czasem płacił drobne
"premie" poza oficjalnym paskiem.
Jacek
oczywiście musiał sobie też radzić z występującymi co jakiś czas buntami
„kierowników”, którzy potrafili nagle zapałać oficjalną chęcią ustawiania
„swoich” pracowników. Wówczas czasowo wysyłał przydatnego pracownika na
delegację lub przesuwał go do innego działu i po tygodniu taki „kierownik”
pozbawiony swoich pożyczonych kompetencji nieodmiennie miękł.
Zresztą ten
przedziwny zbór osobliwości okazywał się już nieraz przydatny. Tak było na
przykład przy okradaniu sklepu firmowego. Mijały dni, a policja nie była w
stanie niczego stwierdzić. Dzięki umiejętnościom swoich ludzi, a zwłaszcza
informatyka-kajakarza, Jacek sam przeprowadził śledztwo i w chwili decydującej
rozmowy z posterunkowym Śledziem i aspirantem Dąbrowskim, wiedział już
wszystko.
- Panie
prezesie, my przeprowadziliśmy gruntowne śledztwo, przesłuchaliśmy wszystkich
podejrzanych. Nic więcej nie możemy już zrobić – mówił posterunkowy, któremu
bardzo się spieszyło i który w marzeniach układał już sobie scenariusz wizyty
na ulicy Zacisznej, gdzie w zamian za słabą spostrzegawczość przedstawicieli
prawa ludzie prowadzący nielegalną produkcję alkoholu pozwalali na harce ze
swoją niezbyt pruderyjną nastoletnią córką.
- Doprawdy?
– odparł Jacek – A przesłuchaliście moich pracowników, Kowala i Nowackiego?
Nie? To ciekawe! A przejrzeliście obraz z kamery ze sklepu naprzeciwko?
Przecież ci durnie nie wzięli pod uwagę, że inne obiekty też są monitorowane.
Panowie stróże prawa. Ja wiem, kto nas okradał. Ja wiem, że oni wam płacą za
brak reakcji. Wiem wszystko.
- Ależ
panie prezesie, te oskarżenia są wstrętne, będziemy musieli wyciągnąć
konsekwencje.
- Tak?
Ciekawe. Panom się w ogóle spieszy? Jedziecie gdzieś potem? Może na ulicę
Zaciszną? Wiecie, że macie wbudowane GPS-y w samochodach. Wiecie, że dobry
macher jest w stanie sprawdzić wasze trasy. Dość często tam bywacie. Ciekawe,
dlaczego?
Obu
mundurowym zrobiło się natychmiast zimno.
- Oczekuję
od was raportu do ubezpieczalni. Tych kretynów już sam zwolniłem. Oczekuję od
was również, że w razie rzeczywistych kłopotów, pomożecie mi. Czasem niezbędna
jest pewna wiedza operacyjna i dostęp do niektórych danych. To pomaga w
biznesie. Jasne?
- Ależ…
- Czy to
jasne?
- No… tak!
- A teraz
jedźcie, gdzie chcecie! Chwilowo nie chcę was widzieć.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tradycyjnie ślę kolejne podziękowania p. Aleksandrze. Bez tej pomocy jakość tych tekstów byłaby zdecydowanie gorsza.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tradycyjnie ślę kolejne podziękowania p. Aleksandrze. Bez tej pomocy jakość tych tekstów byłaby zdecydowanie gorsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz