Obudził się tego dnia dość
wcześnie. Tak naprawdę obudził go strach. Strach nieracjonalny,
niewytłumaczalny, ale wszechogarniający i stale powracający, szczególnie
wieczorami oraz każdego rana. Nie był w stanie zrozumieć, skąd on się wziął i
dlaczego zaczął się objawiać właściwie od momentu osiągnięcia największego
sukcesu zawodowego. Jacek był na absolutnym szczycie drabiny zawodowej oraz
finansowej. Dokładnie na szczycie dostępnym dla ludzi, którzy sami nie są
właścicielami przedsiębiorstw, lecz tylko nimi kierują. Półtora roku temu
został prezesem polskiego odłamu międzynarodowego koncernu inwestycyjnego –Korporacji
z przewagą kapitału niemieckiego i
skandynawskiego. Podpisał świetnie
zabezpieczony kontrakt z gwarancją wypłaty naprawdę godziwego odszkodowania w razie jego zerwania. Jego dochody zostały
ustalone na bardzo wysokim poziomie i co jeszcze istotniejsze, dzięki dobrym
wynikom nieustannie rosły. Miał piękną reprezentacyjną żonę i dwójkę dzieci
płci żeńskiej w wieku szkolnym. Jego córki uczyły się dobrze i w zasadzie nie
miał większych problemów wychowawczych, poza takimi, które w dzisiejszym
świecie można nazwać standardowymi. Dzięki wysokim dochodom rok temu
przeprowadził się wraz z rodziną do fantastycznego domku na przedmieściach
Miasta, a w księgach wieczystych odnotowano jego nazwisko w rubryce, w której
zazwyczaj umieszcza się właścicieli. Sprawy zawodowe też szły nieźle. Nauczył
się szybko, że zarządzanie spółką polega na stałym wsłuchiwaniu się w oczekiwania
właścicieli i takim postępowaniu, aby tymże właścicielom wydawało się, że
wszystko przebiega zgodnie z ich wytycznymi. Oczywiście Jacek jako człowiek o dość
dużej inteligencji wiedział, że musi do tych wytycznych wprowadzić pewne
korekty, gdyż wdrożenie wprost w Polsce modelu zarządzania opartym na prostym
zero-jedynkowym anglosaskim widzeniu świata mogło przynieść tylko i wyłącznie
opłakane skutki. Problemem związanym z realizacją opisanego na papierze co do
jednej czynności każdego przedsięwzięcia i każdego projektu zawsze byli ludzie.
Jacek nauczył się, że nigdy ich postępowanie nie jest zgodne z wyobrażeniami
oraz z wytyczonym planem. Zaakceptował ten fakt i może właśnie dzięki temu
udawało mu się pokonywać piętrzące się nieustannie kolejne trudności. Wiedział,
że jego mocodawcy są z niego niezmiernie zadowoleni, choć wiedział również, że
w razie jakiejkolwiek większej niesubordynacji natychmiast ich dotychczasowa
życzliwość przemieni się w standardową formułkę: „Chcielibyśmy podziękować panu
za dotychczasową współpracę i życzyć powodzenia w życiu zawodowym w innym
miejscu”. Ale wiedział też, że dzięki pracy z sukcesami na eksponowanym
stanowisku w Korporacji bez trudu znajdzie zatrudnienie w innym miejscu,
ponadto sowita odprawa pozwoli wówczas na utrzymanie dotychczasowego standardu
życia przez co najmniej kilka lat. W zasadzie powinien budzić się codziennie
przepełniony radością i dumą. Tymczasem było zupełnie inaczej. Im lepszą
pozycję życiową osiągał, tym większy strach budził go każdego ranka i nie
pozwalał mu już ponownie zasnąć nawet na kilka minut. Tego dnia było jeszcze
gorzej niż w pozostałe poranki. Zapowiadał się trudny dzień. Po pierwsze,
trzeba będzie nadrobić jednodniową nieobecność. Ponadto pojawiły się
wspomnienia spowodowane wydarzeniami dnia poprzedniego. W zasadzie chodziło tylko
o jedno wydarzenie, ale za to pozostawiające głęboki ślad w psychice oraz pobudzające do refleksji,
mianowicie ostatnie pożegnanie Wielkiego Szu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tym razem dziękuję p. Aleksandrze za weryfikację tekstu. M. Skudlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz