niedziela, 11 października 2015

Trudny dzień. Część I. Poranek



Obudził się tego dnia dość wcześnie. Tak naprawdę obudził go strach. Strach nieracjonalny, niewytłumaczalny, ale wszechogarniający i stale powracający, szczególnie wieczorami oraz każdego rana. Nie był w stanie zrozumieć, skąd on się wziął i dlaczego zaczął się objawiać właściwie od momentu osiągnięcia największego sukcesu zawodowego. Jacek był na absolutnym szczycie drabiny zawodowej oraz finansowej. Dokładnie na szczycie dostępnym dla ludzi, którzy sami nie są właścicielami przedsiębiorstw, lecz tylko nimi kierują. Półtora roku temu został prezesem polskiego odłamu międzynarodowego koncernu inwestycyjnego –Korporacji  z przewagą kapitału niemieckiego i skandynawskiego.  Podpisał świetnie zabezpieczony kontrakt z gwarancją wypłaty naprawdę godziwego odszkodowania w  razie jego zerwania. Jego dochody zostały ustalone na bardzo wysokim poziomie i co jeszcze istotniejsze, dzięki dobrym wynikom nieustannie rosły. Miał piękną reprezentacyjną żonę i dwójkę dzieci płci żeńskiej w wieku szkolnym. Jego córki uczyły się dobrze i w zasadzie nie miał większych problemów wychowawczych, poza takimi, które w dzisiejszym świecie można nazwać standardowymi. Dzięki wysokim dochodom rok temu przeprowadził się wraz z rodziną do fantastycznego domku na przedmieściach Miasta, a w księgach wieczystych odnotowano jego nazwisko w rubryce, w której zazwyczaj umieszcza się właścicieli. Sprawy zawodowe też szły nieźle. Nauczył się szybko, że zarządzanie spółką polega na stałym wsłuchiwaniu się w oczekiwania właścicieli i takim postępowaniu, aby tymże właścicielom wydawało się, że wszystko przebiega zgodnie z ich wytycznymi. Oczywiście Jacek jako człowiek o dość dużej inteligencji wiedział, że musi do tych wytycznych wprowadzić pewne korekty, gdyż wdrożenie wprost w Polsce modelu zarządzania opartym na prostym zero-jedynkowym anglosaskim widzeniu świata mogło przynieść tylko i wyłącznie opłakane skutki. Problemem związanym z realizacją opisanego na papierze co do jednej czynności każdego przedsięwzięcia i każdego projektu zawsze byli ludzie. Jacek nauczył się, że nigdy ich postępowanie nie jest zgodne z wyobrażeniami oraz z wytyczonym planem. Zaakceptował ten fakt i może właśnie dzięki temu udawało mu się pokonywać piętrzące się nieustannie kolejne trudności. Wiedział, że jego mocodawcy są z niego niezmiernie zadowoleni, choć wiedział również, że w razie jakiejkolwiek większej niesubordynacji natychmiast ich dotychczasowa życzliwość przemieni się w standardową formułkę: „Chcielibyśmy podziękować panu za dotychczasową współpracę i życzyć powodzenia w życiu zawodowym w innym miejscu”. Ale wiedział też, że dzięki pracy z sukcesami na eksponowanym stanowisku w Korporacji bez trudu znajdzie zatrudnienie w innym miejscu, ponadto sowita odprawa pozwoli wówczas na utrzymanie dotychczasowego standardu życia przez co najmniej kilka lat. W zasadzie powinien budzić się codziennie przepełniony radością i dumą. Tymczasem było zupełnie inaczej. Im lepszą pozycję życiową osiągał, tym większy strach budził go każdego ranka i nie pozwalał mu już ponownie zasnąć nawet na kilka minut. Tego dnia było jeszcze gorzej niż w pozostałe poranki. Zapowiadał się trudny dzień. Po pierwsze, trzeba będzie nadrobić jednodniową nieobecność. Ponadto pojawiły się wspomnienia spowodowane wydarzeniami dnia poprzedniego. W zasadzie chodziło tylko o jedno wydarzenie, ale za to pozostawiające głęboki  ślad w psychice oraz pobudzające do refleksji, mianowicie ostatnie pożegnanie Wielkiego Szu. 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tym razem dziękuję p. Aleksandrze za weryfikację tekstu. M. Skudlik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz