niedziela, 3 sierpnia 2014

Piłka nożna: „zastaw się, a postaw się”. Gdzie racjonalność?

Ludzie zaczynają postępować racjonalnie dopiero wówczas, jak wszystkie inne metody zawiodą.

Na naszych oczach obserwujemy totalny upadek koncepcji funkcjonowania biznesów piłkarskich w Polsce. Źródło problemów powstało kilka lat temu, gdy nastąpił boom budowlany w zakresie infrastruktury stadionowej dodatkowo rozochocony przyznaniem Polsce i Ukrainie Mistrzostw Europy 2012. I wówczas wszyscy uczestnicy tej zabawy stracili zdrowy rozsądek. Kogo to dotyczy? Przeanalizujmy:

Grupa nr 1. Właściciele obiektów, czyli miasta

Czy przypominacie sobie Państwo Mistrzostwa Europy 2008 w Austrii i Szwajcarii? Ich cechą naczelną była skromność. Skromny budżet, skromny marketing, skromne inwestycje, skromne obiekty.

Co więcej w takiej Austrii trzy z czterech stadionów zostały mniej więcej w ½ zdemontowane (Innsbruck, Salzburg, Klagenfurt). W Polsce postanowiono postąpić zupełnie inaczej. Wszystko ma być maksymalne, koszty, zakres inwestycji, pojemność obiektów, itd. Nikt nie zastanawiał się nad tym, po co takiemu Poznaniowi, Gdańskowi I Wrocławiowi giganty na ponad 40 tysięcy miejsc. Nie zadano sobie pytania: kto i jak często zapełni te obiekty? A wystarczyłoby sięgnąć do doświadczeń uzyskanych w innych krajach. W futbolu zachodnim mieliśmy do czynienia ze znaczącą odnową infrastruktury stadionowej i efekt wszędzie był podobny: nowoczesny obiekt to stały wzrost frekwencji o mniej więcej 60%. W skrajnych przypadkach nawet 100%, ale nie więcej.

Sięgnijmy do danych historycznych z sezonu 2009/2010:

Klasyfikacja Ekstraklasy sezonie 2009/10 pod względem średniej kibiców na mecz:
1. Korona Kielce - 10.357 (15 meczów, łącznie 155.355)
2. Ruch Chorzów - 9.100 (15 meczów, łącznie 136.500)
3. Lechia Gdańsk - 8.833 (15 meczów, łącznie 132.500)
4. KGHM Zagłębie Lubin - 8.050 (15 meczów, łącznie 120.751)
5. Lech Poznań – 7.967 (15 meczów, łącznie 119.500)
6. Śląsk Wrocław - 6.266 (15 meczów, łącznie 94.000)
7. Polonia Bytom - 5.266 (15 meczów, łącznie 79.500)
8. Jagiellonia Białystok - 5.124 (15 meczów, łącznie 76.862)
9. Arka Gdynia - 4.861 (13 meczów, łącznie 63.200)
10. Legia Warszawa - 3.923 (13 meczów, łącznie 51.000)
11. Odra Wodzisław Śląski - 3.860 (15 meczów, łącznie 57.900)
12. Wisła Kraków - 3.577 (13 meczów, łącznie 46.500)
13. PGE GKS Bełchatów - 3.533 (15 meczów, łącznie 53.000)
14. Piast Gliwice - 3.033 (15 meczów, łącznie 45.500)
15. Polonia Warszawa - 2.879 (15 meczów, łącznie 43.190)
16. Cracovia Kraków - 1.780 (15 meczów, łącznie 26.700)*
*) dane wg sportowefakty.pl

Oczywiście część obiektów była już wówczas w przebudowie, część miała znacząco ograniczoną pojemność a niektóre kluby grały poza swoją siedzibą. Co z tego?

Widać z klasyfikacji, iż przeciętnie klub naszej ekstraklasy gromadził w najlepszym przypadku około 10 tysięcy osób na meczu. Jak optymistyczne trzeba przyjąć założenia, aby prognozować zapełnienie czterdziestotysięcznych obiektów?

Weźmy na tapetę Wrocław. Na mecze tamtejszego Śląska na stary obiekt przychodziło średnio ok. 6.300 osób. Jeżeli optymistycznie założymy długoterminowy (bo w takiej perspektywie to ma sens) wzrost frekwencji nawet o 100%, otrzymujemy zapotrzebowanie na 12.600 miejsc. Możemy tą liczbę zaokrąglić w górę do np. 15.000 miejsc. I takiego obiektu potrzebuje Wrocław. A jaki został wybudowany? Mamy kolosa z dopuszczalną pojemnością ok. 42.000 miejsc.

No i mamy problem. Jak utrzymać ten stadion? Jeśli prawdą jest koszt budowy sięgający 853 mln zł (wg wikipedia.pl), to przy założeniu czasu użytkowania nawet na 25 lat, roczny koszt amortyzacji to mniej więcej 34 mln zł, czyli prawie 3 mln zł miesięcznie. Do tego dochodzą koszty stałe utrzymania obiektu w postaci drobnych remontów, czyszczenia, konserwacji, ochrony, ubezpieczenia, itp. Nie znam tych wartości, ale przy założeniu, iż jest to nie mniej niż ok. 6 mln zł rocznie mamy kwotę około 40 mln zł, na którą obiekt musi zarobić.

Głównym uczestnikiem będzie raczej miejscowy klub piłkarski (myślę, że w 90%), resztę stanowić będą tzw. eventy, czyli imprezy typu mecz bokserski, koncert, itp. Dlaczego tylko w takim zakresie? Ponieważ badając np. rynek muzyczny trudno dzisiaj znaleźć ekscytujące kogokolwiek gwiazdy, a dinozaury typu Madonna, Metallica, czy Deep Purple kiedyś wreszcie odejdą na zasłużoną emeryturę. W ogóle, to co zdarzyło się na tym rynku (czyli produkcja przez lata byle jakich „hitów” kosztem jakości) to temat do osobnego rozważenia.

Czyli tak naprawdę miejscowy klub piłkarski powinien płacić czynsz za użytkowanie stadionu nie mniejszy niż … 36 mln zł rocznie! Na pozostałe 4 mln miasto zarobi inaczej. Nie stać go? To po co w takim razie ten stadion budowaliśmy? Na EURO 2012 i raptem 3-4 mecze? Ma to sens?

Warto zaznaczyć, iż konstrukcja, w której właścicielami obiektów ponoszącymi koszty utrzymania są miasta, a właścicielami klubów chcących tylko realizować zyski są często osoby prywatne, to model inny, niż stosowany dajmy na to w Anglii. Tam obiekty należą do klubów i każda inwestycja to ich ryzyko.

Grupa nr 2. Kibice, czyli aktywna i zgrana część wyborców

Nie da się ukryć, iż kibice tutaj też dołożyli swoje. Nie ich pieniądze a zabawka dla nich. Zrobili tak, jak każde rozsądne dziecko proszące rodziców o samochodzik na resorach. Zażądali najlepszej marki i jak najdroższego i największego. A politycy dali im to, czego oczekują. Oni też nie wyłożyli przecież własnych pieniędzy. A kto ich kiedyś z tej rozrzutności rozliczy. Nikt, ich kadencja dawno minie i nie należy od nich wymagać myślenia w dłuższej perspektywie.

Grupa nr 3. Właściciele klubów, inwestorzy, czyli przeważnie osoby prywatne

Czytam od mniej więcej dwóch lat artykuły o problemach finansowych wczorajszych tuzów, czyli Śląska Wrocław i Wisły Kraków. Czytam i nie rozumiem. W Wiśle skonstruowano budżet (czytaj plan wydatków) zakładając awans do europejskiej Ligi Mistrzów. To finansowe i sportowe eldorado. Świetnie. Jakie jest prawdopodobieństwo takiego sukcesu? Jak często polskie kluby w tych rozgrywkach uczestniczą? Prawie nigdy. Jedyne dwie przygody (Widzew, Legia) sięgają czasów środka lat dziewięćdziesiątych a mamy 2012 rok. Gratuluję.

Ponadto padła tam zupełnie koncepcja konstruowania zespołu opartego w 99% na zagranicznym zaciągu z lig europejskich. Pierwszy problem jest taki, iż trudno sobie wyobrazić na przykład Holendra, który może zrobić karierę w jakimkolwiek klubie tamtejszej ligi, a wybiera klub polskiej ekstraklasy! Jeśli tak jest, to nie może to być piłkarz z odpowiednimi ambicjami i odpowiedniej klasy, wybiera się bowiem na peryferia europejskiego futbolu, do ligi, z której się trudno wybić i odnieść międzynarodowy i zauważalny sukces.

Drugi problem to mentalność takiego gracza, który w razie pojawienia się jakichkolwiek problemów, nie będzie przecież nadstawiał karku za zupełnie mu obcą sprawę i przy najbliższej okazji da nogę gdzie indziej.

Jak czytam w gazetach, roczny koszt utrzymania takiej armii pseudo wojowników to tylko w zakresie wynagrodzeń jakiś 35 mln zł rocznie! Zakładając 20 osób w kadrze, przypada 1,75 mln na jednego zawodnika, czyli prawie 150 tysięcy złotych miesięcznie! Średnio na kopacza!

Zaprzestano wyławiania talentów, szkolenia wychowanków i wszystkich czynności budujących to, z którego żyje np. taka Barcelona i to ze znakomitym skutkiem. Ale po co szkolić młodzież, jak kupimy wagon piłkarzy z zagranicy?

Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego właściciele klubów ekstraklasy nie spotkają się gdzieś przy kawie i nie zrobią tego co już dawno wymyślili w USA (koszykówka, hokej), czyli nie ustalą górnego limitu kontraktu, np. na poziomie 20 tysięcy złotych miesięcznie. Czy piłkarze wówczas masowo zwolnią się z pracy i pojadą do zachodnich klubów. Sam osobiście jestem pewien, że nic takiego nie nastąpi. Kto mógł wyjechać i tak dawno to zrobił, bo topowe europejskie kluby i tak płacą nieco lepiej, ale wymagają dużo więcej i klasy i zaangażowania.

Natomiast klub z Wrocławia staje się ofiarą stadionu właśnie. Nie ma chętnych na jego prowadzenie i inwestowanie w sytuacji, gdy trzeba ponosić koszty korzystania z obiektu. Główny akcjonariusz chce zachować władzę, ale finansowania całej zabawy oczekuje od … miasta. I nie jest to pojedynczy przypadek, ostatnio głośno o podobnym pomyśle ratowania klubu było w Katowicach.

Grupa nr 4. Główni wykonawcy, czyli piłkarze

Oni też są winni, ale trudno im z tego tytułu stawiać zarzuty. Kilka lat temu budżet (czytaj plan wydatków) czołowego klubu stanowiła kwota ok. 10 mln zł rocznie. Teraz kwoty wzrosły kilkukrotnie, w przypadku Lecha, Legii, Wisły mówi się o wartościach około 50-60 mln zł. Powinniśmy mieć z tego frajdę w postaci coraz lepszej ligi. Ale hola, hola, kto skonsumował ten 4-5 krotny wzrost pieniędzy (po części wirtualnych) na rynku? Odpowiedź jest prosta. Ci sami lub inni lecz tej samej klasy piłkarze, którzy za tą samą robotę wykonywaną na tym samym poziomie (o czym świadczy brak sukcesów międzynarodowych naszych klubów i ich pozycja w rankingu europejskim) zażądali wielokrotnie większej kasy. I udało im się! Jakim cudem?

Myślę, iż widzimy właśnie kres tej ścieżki. Kontynuowanie takiej polityki nie prowadzi donikąd i chyba wszyscy uczestnicy tej zabawy, z wyłączeniem głównych konsumentów, czyli piłkarzy to zrozumieli. Ale niestety musieli się znaleźć pod ścianą. Trudno jednakże rozsądnemu biznesmenowi zaakceptować fakt wiecznego dokładania do interesu. On może cierpieć przez rok, dwa a może nawet trzy, lecz tylko wówczas jak widzi światełko (czyli szansę na przyszłe zyski) w tunelu.

Ja myślę, że właściciele klubów już się zreflektowali. Pomogły im sukcesy takich wydawałoby się na dziś rozsądnie finansowo zarządzanych klubów jak Ruch czy Korona (dopisek autora: od czasu napisania tego artykułu nastąpiły zdarzenia podważające nawet te wyjątkowe przypadki), które z kilkukrotnie mniejszym budżetem dosłownie leją teoretycznie możnych przeciwników. Co więcej nie widać perspektyw na zmianę tej sytuacji, bo polityka budowy budżetów wirtualnych opartych na zadłużaniu się po wieczność musi runąć.

Tylko miasta zostaną z niepotrzebnie tak wielkimi obiektami, których nie będą w stanie utrzymać. I nie będzie kasy na przedszkola, drogi i kanalizacje. Ciekawe, czy za 5-10 lat nie będziemy świadkami … burzenia stadionów?

Maciej Skudlik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz