niedziela, 19 października 2014

Czy my - ludzie po czterdziestce - faktycznie jesteśmy dinozaurami świata zawodowego?



W roku pańskim 1997 zakończyłem z niemałym trudem (delikatnie rzecz ujmując nie byłem wybitnym studentem) edukację akademicką uzyskując dyplom magistra ekonomii. Przyznam, że uczelnię kończyłem z wielkimi obawami. Po pierwsze niewiele po niej potrafiłem, a już w szczególności nie miałem żadnej wiedzy praktycznej. Po drugie w nastrój przygnębienia wprawiała mnie obserwacja kolejnej partii nowych studentów. Jakże oni byli zdeterminowani. Jakże się uczyli na korytarzach, w windach oraz w barach studenckich. Jakże ich było wiele. Obawiałem się, że jak już oni wszyscy przebrną przez edukację, wówczas moje – trzeba przyznać, że niezbyt pod kątem nauki pracowite – pokolenie nie będzie miało żadnych szans rynkowych w starciu z tak zdeterminowanymi, wyuczonymi oraz pewnie też mądrzejszymi absolwentami. Czy moje obawy były uzasadnione?

Od pewnego czasu chodzi za mną problem rzeczywistego poziomu wykształcenia młodych ludzi w relacji do uzyskanego przez nich formalnego poziomu wykształcenia. Jak to zmierzyć. Otóż moim zdaniem nie ma lepszej metody, niż stara jak świat zasada, który mówi mniej więcej tak: „Człowiek wykształcony dużo czyta!”. W związku z tym wraz ze wzrostem ilości osób legitymujących się dyplomem wyższej uczelni powinna w naszym kraju znakomicie rozwijać się branża wydawnicza lub powinien następować szturm na biblioteki. Czy tak jest naprawdę? Tu bez żadnego komentarza przytaczam tabelę oraz wykres.

Tabela: Zestawienie raportu o czytelnictwie w Polsce z danymi o ilości osób z wyższym wykształceniem








Wykres: Czytający 7 i więcej książek contra udział osób z wyższym wykształceniem w społeczeństwie





Wnioski, drogi Czytelniku, możesz z tabeli oraz rysunku wyciągnąć samemu.

Maciej Skudlik








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz