wtorek, 24 marca 2015

Who (to f...) is Verne? Spawdź u cioci Wikipedii!

24 marca 1905 roku w wieku 77 lat zmarł Juliusz Verne. Nieco dziś zapomniany autor literatury przygodowej dla młodzieży lubił fantazjować na temat rozwoju techniki w przyszłości. Dziś łodzie podwodne, samoloty F16 i wiele innych zdobyczy cywilizacyjnych stanowią dostępny standard. W czasach Verne'a była to czysta fantastyka.

Książki Verne'a można podejrzewać o inspirację dla wielu współczesnych pisarzy, zwłaszcza Lema, Sapkowskiego (choć ten częściej pił do Sienkiewicza), czy Ziemkiewicza.

Verne dzisiaj zostałby niewątpliwie określony jako męski szowinista, a cytat z Tajemniczej Wyspy: "Teraz już niczego nam nie brakuje" dotyczący odkrycia tytoniu przez przebywających na odciętej od świata wyspie ... samych facetów, dałby feministkom niezłe pole do wzmożonej krytyki.

Znamienita rocznica przypomniała mi ciekawe zdarzenie, stanowiące znak dzisiejszych czasów, sprzed paru lat. Rzecz miała miejsce w wireckim Empiku:
- Dzień dobry, czy państwo mają coś Verne'a (czytaj: werna)? - zapytałem.
- Jak?
- Verne'a (werna), Juliusza Verna?
Doskonale prezentująca się młoda pani, w dodatku doskonale ubrana, czyli spełniająca wszelkie potrzebne wymagania kwalifikacyjne na stanowisko sprzedawczyni w Empiku, zajęła się przeszukiwaniem zasobów stojącego przed jej oczami komputera. Po jakimś czasie padła odpowiedź:
- Nieee, nic takiego nie znajduję. Na pewno tak?
-Niech pani sprawdzi jeszcze raz - znający obecne realia zachowałem cierpliwość - Verne'a przez "V" (czytaj: fau).
- Zaraz, zaraz, poszukam - pani znów zagłębiła się w zerach i jedynkach. Po dość długim czasie padła odpowiedź - Niestety proszę pana, nie mamy nic takiego autora.

Wiem, wiem! Mogłem jej to napisać na kartce. Wiem także, że mogłem jej podpowiedzieć inny klucz wyszukiwania, na przykład po tytule. Ale kto wie, jakby wpisała do swojej skomplikowanej maszynki tekst: "20 000 mil podmorskiej żeglugi"? Miast tego poświęciłem kilkanaście minut na samotne przeszukanie zasobów sklepu i z satysfakcją położyłem przed panią spełniającą wszystkie kryteria do pracy w - było, nie było - księgarni, pięć znalezionych tytułów.

- No widzi pan, jednak coś jest - powiedział niezrażony niczym produkt nowoczesnego systemu edukacji.

Czytałem również, ale za nic nie pamiętam czy w jakiejś niedawno wydanej książce, czy artykule, bardzo ciekawą historię człowieka, który postanowił prowadzić sklep charakteryzujący się najwyższą jakością obsługi. Fachowe doradztwo, wykwalifikowani ekspedienci. Po roku pomysł został zarzucony, gdyż groził bankructwem. Biznesmen przeszedł na to, czego naprawdę oczekują klienci, czyli standard w postaci wpychania tego, co ma w danym momencie najwyższą marżę. Można się na to złościć, ale w biznesie nie ma sentymentów. Jeśli klient oczekuje produktu taniego i opakowanego dużą dozą marketingu oraz nie jest estetą i miłośnikiem najwyższej jakości, to albo dostosujemy interes do jego wymagań, albo możemy go zamknąć.

Maciej Skudlik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz