poniedziałek, 30 marca 2015

Wiosna 26 lat temu. Wspomnień czar. Inne czasy.

26 lat temu, wiosną 1989 roku, byłem uczniem liceum ogólnokształcącego (generalnie obowiązywał system 8+4, choć ja zaliczyłem rudzki nietypowy eksperyment 6+6, z ostatnimi klasami podstawówki w liceum), czyli szkoły która mimo swoich wad, zajmowała się głównie uczeniem młodzieży. Świat (lub przynajmniej nasza część świata) stał przed oczywistymi już niemal wówczas zmianami ustrojowymi. Polska wówczas graniczyła na lądzie raptem z trzema krajami (co nieco ułatwiało przygotowania do matury z geografii), w tym ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich na wschodzie, z Czechosłowacją na południu i na zachodzie z jedynym krajem w okolicy, gdzie nawet w rozmowach rodzinnych przy obiedzie nie rozmawiano o polityce (bo obowiązkiem dzieci było donoszenie na rodziców), czyli z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Charakterystyczne jest, że dziś nie ma na mapie żadnego z tych organizmów państwowych. Gdyby dodać to tego jeszcze, że Polacy dość licznie jeździli latem na wczasy do dewaluacyjnej Jugosławii, mamy pełny obraz zupełnie innego świata.

W wieku 16 lat raczej miało się zmiany ustrojowe "w nosie" i kompletnie ich nie doceniało. Co pasjonowało wówczas takiego nastolatka jak ja? Ano po pierwsze oglądanie na żywo finałów mistrzostw kraju w hokeju. Polonia Bytom walczyła o złoto z Naprzodem Janów. Wybierając się na mecz, na lodzie można było dostrzec całkiem liczne grono niedawnych olimpijczyków w obu drużynach. Mowa o reprezentantach Polski, czyli kraju, który w Calgary pechowo przegrał z Kanadą, zremisował ze Szwecją i pogonił Francuzów. Niestety, potem pewien hokeista z Sosnowca "zjadł pasztecik", i być może nawet medalowe szanse diabli wzięli.

Po drugie uwagę mą zaprzątało rozpoczęcie rundy rewanżowej w piłce nożnej. Jak się wkrótce okazało (na koniec sezonu), mistrzostwo zdobył Ruch Chorzów przed GKS-em Katowice oraz Górnikiem Zabrze. To, w pełni śląskie podium, i tak nie przeszkodziło po zakończeniu rywalizacji ś.p. redaktorowi Biedze w TV nadać nowy (obowiązujący do dziś) ton relacji sportowej. Stwierdził on mianowicie, że dla dobra polskiej piłki mistrzem powinna zostać Legia, bo ma najlepszy skład (Dziekanowski) i najlepsze perspektywy do rywalizacji w pucharach. I mówił to nieco ponad pół roku po meczach, w których Górnik ... omal nie wyeliminował Realu Madryt.  Po sezonie, w którym królem strzelców został niejaki Krzysztof Warzycha, później gwiazda Panathinaikosu. Mam nadzieję, że Biega dostał za to parę lat czyśćca od Najwyższego.



Ale nie to stanowi clou mojej wypowiedzi. Miało być bowiem o ekonomii. Wiemy, że życie ekonomiczne jest dziś w Polsce inne, niż wówczas. 26 lat temu nie było giełdy warszawskiej (chyba, że mamy na myśli tą na Dziesięciolecia), ludzie w przeliczeniu na zachodnie środki płatnicze (dolary, marki) zarabiali bardzo podle. Nie było bezrobocia. Od corocznych wczasów (delegowanych z zakładów pracy rodziców) w Ustce bądź Jastarni i podróży na nie zatłoczonymi pociągami uczniom różnych szkół już się robiło niedobrze. Wokół pełno było brudnego i szkodliwego dla środowiska przemysłu (huty, koksownie, kopalnie), które potem na szczęście Unia Europejska nam doradziła pozamykać. Panował boom na narciarstwo. Na stokach w Szczyrku i Korbielowie były dwie kolejki, dla uprzywilejowanych i pozostałych (zgodnie ze starą komunistyczną zasadą, że są zwierzęta równe, i równiejsze), a i tak w tej pierwszej na jeden wjazd stało się czasem i pół godziny.

Po wiośnie wywalczyliśmy (lub według innej wersji podarowano nam) demokrację, reformy Balcerowicza, zamknięcie szkodliwych dla środowiska i nierentownych zakładów przemysłowych, i w konsekwencji otwarte granice i prawo do pracy na zmywaku w Londynie. Nasze zarobki w przeliczeniu na dolary (bo marek już nie ma) są dziś wielokrotnie wyższe. Czy sobie kpię? Może trochę. Czy gloryfikuję czasy komuny? Nie, bo były podłe, ograniczały wolność i piętnowały jakiekolwiek niezależne pomysły.

Co jeszcze zapamiętałem. Ano pewien epizod. Na Śląsku każdy miał jakąś rodzinę w "Efie" i nie inaczej było z jednym z kolegów. Otóż wrócił on z takiej wyprawy i został przez resztę klasy przepytany z wrażeń. Warto dodać, że nasze wyobrażenia o RFN było wówczas, hmmm, trochę nierealistyczne. Coś takiego, że każdy tam jest niesamowitym bogaczem, wszystko się świeci, a po ulicach jeżdżą same "Beemy".

- I co? I jak tam w tych Niemcach?
- Eee, tam - odpowiadał kolega - bieda straszno.
- Bieda? - nie mogliśmy uwierzyć
- Pewnie. Wyobraźcie sobie, że oni tam szporujom woda.
- Co? Epcysz?
- Nie, godom serio, dosłołech na tomkanie limit po 5 minut i ino roz na dzień. Łoni tam majom takie zygory, co liczom kto wiela zużył.
- Niemożliwe - orzekliśmy.



Nikt w te bajki nie uwierzył, bo przecież nie było towaru (o ile ktokolwiek myślał tu o towarze, a nie dobru naturalnym) tańszego niż woda, prąd, gaz i inne media oraz jeszcze być może czynsze za mieszkanie. Można było kąpać się na okrągło, świecić światło na okrągło, no i grzać obiady na okrągło, nikt normalny na tym nie oszczędzał, bo i tak opłata za to wszystko była w wartości niewartej jakiejkolwiek uwagi.
Potem dyskusja przeszła na ciekawsze tematy:
- A jest to prowda, że te Niemki się na plaży blank seblekajom?


Inne czasy. Dziwne, ale inne.



Słowniczek:
szporować - oszczędzać
tomkać - kąpać się
zygory - wodomierze
blank - całkowicie
seblekać - rozbierać  

Maciej Skudlik

Źródła obrazów:
Mapa - http://propertyrestitution.pl

Hala sportowa (lodowisko) - opracowanie własne


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz