* * *
Obóz był przygotowany, ognisko - rozpalone. Zabrzmiały odgłosy
charakterystyczne dla współpracy otwieracza z kapslem. Grupa dwunastu uczniów
klasy maturalnej, wieloletnich przyjaciół,
postanowiła zrobić sobie wycieczkę, zabrać namioty i nieco się rozluźnić
przed zbliżającym się pierwszym wielkim egzaminem życiowym. Postanowili na
chwilę odłożyć stresy i zmartwienia i zająć się czymś przyjemniejszym. Grupa
była reprezentowana w komplecie przez osoby od niedawna dorosłe, ale mimo to na
miejsce pikniku wyszukano umiejscowione wysoko w górach odludzie.
Wyszukanie właściwej lokalizacji na mocno zaludnionym obszarze Beskidu
Śląskiego nie było łatwe, ale pomogło doświadczenie Kyjzy, który często chodził
po górach ze starszym bratem. Zapamiętał piękną polanę, na tyle szeroką, aby
nielegalne działanie w postaci palenia ognia w lesie nie zamieniło się w
spektakularny pożar,ale też umiejscowioną w na tyle oddalonym od zabudowań i
dróg miejscu, by dawało to licealistom szansę na bezkarne wybryki. Polana otoczona była gęstym lasem, co
dodatkowo izolowało grupę.
Kiedy zrealizowano pierwszą rundę piwną, przy ognisku
pozostało już tylko dziesięć osób, w tym sześciu chłopców. Cicho i
niepostrzeżenie dla innych Kaśka oraz Michał oddalili się od grupy. Postanowili
wspólnie sprawdzić, czy las w momencie, gdy już nastanie zupełny mrok,
faktycznie jest tak przerażający. Dla zmniejszenia ryzyka pogryzienia przez
mrówki i inne stworzenia, para zabrała ze sobą całkiem duży i solidny koc i
oddaliła się na dobre kilkaset metrów.
Kiedy zaczęło się ściemniać, rund piwnych zrealizowano już
trzy, a kiełbasy skonsumowano, młodzieży zaczęło się nieco nudzić. Sytuację
uratował Muzyk.
- Wiecie, ja tu mam w plecaku taki susz, jakieś cholerne
zioło, które kupiłem za dwie dychy na targu od dziwnego gościa, który miał
latynoską urodę. Gadał tylko po angielsku. Mówił, że trzeba wrzucić susz do ognia
i wówczas dzieją się niesamowite rzeczy.
- Mam tego dużo. Może najpierw odrobina? – zaproponował
Muzyk.
Grupa otoczyła ognisko, a właściciel powoli zaczął wrzucać
susz do ognia. Mijał czas, a jedyny efekt był taki, że zaczęło trochę
śmierdzieć. Dym zlikwidował jakąkolwiek widoczność na okolicę. Ale grupa była
już trochę wcięta, poza tym zdecydowanie brakowało jej rozrywek.
- Dawaj Muzyk, syp to wszystko. To jakaś ściema, ale będzie
wesoło.
Muzykowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
* * *
Zapadł zmrok. Muzyk wyjął gitarę, a grupa rozpoczęła chóralne
śpiewy. Dziewczyny siadły nieco bliżej
swoich kolegów. Dużo bliżej.
* * *
Indianie zaatakowali o północy. Atak został przygotowany
starannie. Grupa czterech zwiadowców pod przewodnictwem Łysego Konia była forpocztą
zgrupowania pod wodzą Sitting Bulla. Wysłano ich na rozpoznanie z pobliskiego
obozu. Grupa hałaśliwych białych ludzi łatwo zwróciła na siebie ich uwagę.
Jednocześnie zdumiała ich lekkomyślność wroga. Trochę ich też zdziwiły zupełnie
nieznane im kształty namiotów, nietypowe ubranie bladych twarzy oraz liczna obecność kobiet w obozie i ich – jakże
nierozsądne – głośne zachowanie. Ale Indianie byli żądni krwi. Tydzień temu ich
osada została zaatakowana przez białych podczas nieobecności wojowników i wszyscy: starcy,
kobiety i dzieci zostali brutalnie wybici. Teraz nadszedł czas zemsty.
* * *
Jacek Tomaszkiewicz zwany Tomkiem nie zdawał sobie sprawy, że
został wybrany na pierwszy cel ataku. Stało się tak dlatego, że został oceniony
jako najgroźniejszy wojownik spośród białych twarzy. Faktycznie, często chodził
na siłownię i temu zawdzięczał groźną posturę. Zginął od razu, gdy zabójcza
strzała przebiła mu oko i mózg. Po kilku sekundach następne cztery strzały
położyły czterech młodych mężczyzn. Po chwili na polanę wpadli wojownicy,
wyciągnęli noże i zaczęli spokojnie mordować sparaliżowane strachem i
zdziwieniem kobiety. Oniemiały Muzyk rzucił się do ucieczki. Nie uciekł daleko.
Indianie po chwili wsiedli na konie i dopadli zaskakująco głośno zachowującego
się uciekiniera. Został złapany i skrępowany w zastraszającym tempie. Cała
akcja od momentu wystrzelenia pierwszej strzały trwała może z półtorej minuty.
* * *
Muzyk został chwilowo oszczędzony tylko i wyłącznie z
przyczyn praktycznych. Po pierwsze uznano go za najsłabszego z całej grupy, co
nie było zresztą błędnym założeniem, po drugie - Sitting Bull zalecił
zwiadowcom w razie natrafienia na grupy wroga porwanie jednego z żołnierzy w
celu zasięgnięcia informacji o ruchach nieprzyjacielskich wojsk.
* * *
Przesłuchanie niczego nie wniosło. Po pierwsze, trudno było z
bladą twarzą w ogóle się porozumieć. Sitting Bull miał w otoczeniu kilka osób
rozumiejących mowę białych, sam też nieźle mówił po angielsku, ale komunikacja z
pojmanym jeńcem szła bardzo opornie. Do świtu jednak było wiadomo, że z tego
kompletnego bełkotu i bardzo dziwnych i niezrozumiałych informacji niczego
konkretnego nie będzie.
- Co z nim zrobić? – zapytał Łysy Koń wodza w języku Siuksów.
- Nie podjął walki. Zhańbił się – odrzekł po namyśle Sitting
Bull – Nie bronił nawet swoich kobiet, tylko uciekał. Ale trzeba mu dać szansę
zmycia swojej hańby.
* * *
Muzyk nie zrozumiał rozmowy dwóch Indian. Gdyby jednak
zrozumiał i gdyby znał ich zwyczaje, wówczas włosy stanęłyby mu dęba. Indianie
uważali bowiem, że hańbę można zmyć tylko w jeden sposób, to jest doświadczając
bólu podczas tortur. Dopiero później oczyszczona dusza może przejść na drugą
stronę.
* * *
Dość późnym niedzielnym rankiem 30 kwietnia 2017 roku Kasia i
Michał stanęli jak wryci, gdy wracając z nocnych badań nad jakością lasu
odkryli pobojowisko. Wcześniej byli tak zajęci sobą, że niczego ani nie
usłyszeli, ani tym bardziej nie zauważyli, a sami byli na tyle cicho i na tyle
daleko, że w mroku Indianie nie domyślali się ich obecności. Teraz zbiegli jak
szaleni do pierwszych zabudowań Wisły i bełkocąc coś o Apokalipsie wymogli na
gospodarzach telefon na policję.
* * *
Niecałe dwa miesiące po zdarzeniu – 25 czerwca 1876 roku,
wojownicy Sitting Bulla wybili armię Generała Custera pod Little Bighorn.
* * *
Nigdy nie ustalono przyczyn, ani sprawców brutalnego mordu
dziewięciu nastolatków na leśnej polanie oraz dziesiątego znalezionego kilka
kilometrów dalej. Badania strzał przyniosły tylko informację, że zostały one
wykonane z drewna, które nie rośnie w Polsce. Śledztwo obejmujące niemal
wszystkich aktywnych członków klubów łuczniczych nie przyniosło żadnych
rezultatów. Sprawa nie została wyjaśniona,
stając się już na zawsze sekretem
odludnej polany.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ponownie dziękuję pani Aleksandrze za sprawdzenie i korektę niniejszego tekstu.
M. Skudlik
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ponownie dziękuję pani Aleksandrze za sprawdzenie i korektę niniejszego tekstu.
M. Skudlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz