sobota, 3 października 2015

Skutki tradycyjnego czwartkowego eurolania

Wczoraj miało miejsce kolejne sportowe eurolanie. Tak po prostu dwa razy po dwa-zero i to z drużynami grającymi w nieco rezerwowych składach. Ale nawet nie wyniki budzą refleksję, lecz widoczna gołym okiem przepaść między polskimi drużynami a europejskimi średniakami (bo tacy do LE trafiają). Każdy, kto oglądał transmisję TV, mógł zauważyć, że nasze rodzime asy na tle tychże średniaków:
1) biegają wolniej,
2) wolniej podejmują decyzje boiskowe,
3) mają problem z konkretnymi rozwiązaniami ofensywnymi (prostopadłe celne podania),
4) mają zdecydowanie niższe umiejętności techniczne,
5) wykazują mniej zdecydowania i mniej zaangażowania (ach te wślizgi natychmiast po stracie piłki w wykonaniu Napoli).
Dziwi zwłaszcza różnica ostatnia.


Dziwi też co innego. W kontekście poziomu sportowego i w kontekście miejsca w rankingu UEFA (26 miejsce w Europie: link) zdumiewający jest poziom finansowy naszej Ekstraklapy. Przychody Legii Warszawa wyniosły w 2013 roku 94,9 mln zł, a w 2014 101,5 mln zł (wg raportu Deloitte).
Przychody Lecha Poznań to w analogicznych okresach - odpowiednio: 49,3 mln zł oraz 44,6 mln zł. Przy czym nie jest tajemnicą, że polskie kluby zwykle całą tę kasę wydają, czasem nawet szybciej niż ona wpływa na konto, w dużej mierze na płace. Wskaźnik wynagrodzenia/przychody wyniósł dla całej ligi 76% w 2013 roku oraz 72% w 2014 roku. Jeśli przychody całej Ekstraklapy to odpowiednio: 380 mln zł w 2013 roku (średnia: 23,75) oraz 375 mln zł w 2014 roku (średnia: 23,45), wówczas okazuje się, że na wynagrodzenia średniej klasy kopaczy liga wydała ok. 290 mln zł (przy założeniu 20-osobowej kadry w każdym z 16 zespołów daje to średnio na kopacza 75 000 zł miesięcznie) w 2013 roku oraz ok. 270 mln zł (średnio na kopacza 70 000 zł miesięcznie). Nawet przy założeniu solidnego błędu obliczeniowego (10-20%) i tak są to kwoty godziwe. Zbyt godziwe jak na prezentowany poziom.

Polska liga odstaje finansowo od największych w Europie, czyli niemieckiej, angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej oraz holenderskiej. To zrozumiałe. Tam są pełne stadiony i wielkie zainteresowanie za nieproporcjonalnie wyższe pieniądze. Bilet w notującej komplety lidze angielskiej średnio kosztuje niemal... 100 funtów. Ale okazuje się, że nasi piłkarze często wahają się przed przeprowadzką do Szwecji, Grecji, Portugalii czy Belgii. Tam ... płacą podobnie jak u nas, a wymagają więcej. Natomiast w ogóle nie słyszy się o boomie naszych gwiazd na ligi: rumuńską, szkocką, bułgarską, czeską, serbską, czy słowacką. A wszystkie te ligi plasują się wyżej w rankingu od polskiej. Co więcej, to piłkarze z tychże krajów ... masowo szturmuję naszą Estraklapę. Bo u nas ... płaci się dużo lepiej.

Podsumowanie może być tylko jedno: "ludzie zasadniczo zaczynają postępować racjonalnie dopiero wówczas, gdy wszystkie inne metody zawiodą".

Skąd jednak bierze się to nadal utrzymujące się parcie na naszą ligę, mimo jej kiepskiego poziomu? To proste. Bo o ile wynik meczu Bayernu z Dortmundem jest dla mnie (i wielu moich kolegów) ciekawostką statystyczną, o tyle wynik i przebieg klęski Ruchu Chorzów z Legią Warszawa stał się przedmiotem zażartej kilkugodzinnej dyskusji przy jasnym z pianką. Zdążyliśmy omówić taktykę, personalia, poszczególne sytuacje, zaangażowanie zawodników i wiele innych kwestii dotyczących spotkania, w którym emocje skończyły się praktycznie po ... 12 minutach.

Link do art. o danych finansowych za 2013 rok.
Link do art. o danych finansowych za 2014 rok.

Maciej Skudlik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz