Kwestia 2: do czego służą pieniądze?
Pierwsza myśl jest jasna: do zaspokajania potrzeb. Pieniądz
jest bowiem narzędziem wymiany towarowo-usługowej od tysięcy lat, aczkolwiek jego
formy były różne. Wyobraźmy sobie, że do tej pory nikt go nie wymyślił. Co
wówczas by się działo? Ano w takim przypadku wymienialibyśmy się umiejętnościami:
murarz zbudowałby dom dentyście, dentysta z kolei leczyłby jego dzieci i
korzystał z usług nauczyciela, który to nauczyciel otrzymywałby chleb od
piekarza i tak dalej. W takim systemie prędzej czy później pojawiłby się
problem wyceny wzajemnych usług. Czy dzień pracy piekarza jest wart tyle samo
co dzień pracy lekarza? Czy wytworzona przez producenta zabawka jest warta
leczenia dwóch zębów, dziesięciu, czy całej szczęki? Czy dzieci lekarza
potrzebują jednej zabawki, czy pięćdziesięciu? Stąd wymyślono formę narzędzia
wymiany w postaci pieniądza. Mimo że jeszcze możemy go czasem rzeczywiście
dotknąć, ba, nawet schować w portfelu, tak naprawdę nie jest on realny. W tle w
związku ze znanym od wieków zjawiskiem psucia pieniądza (psute lub fałszowane
złoto, nawet przez króli) nawet nie wiemy , czy schowane przez nas do szafy lub
włożone na lokatę bankową 100 zł ma rzeczywistą wartość 100 zł, 70 zł, czy
raptem tylko 20 zł, jak półgębkiem niektórzy ekonomiści zaczynają twierdzić.?
Temat został zresztą opisany wyżej. A, co to w ogóle oznacza „100 zł”? Czy
wartość naszej stówki w Krakowie, Olsztynie, Budapeszcie i Nowym Jorku jest
taka sama? Czy za wodę mineralną zimą w Karpaczu i upalnym latem na
tunezyjskiej pustyni zapłacimy tyle samo? Ile więc jest warta w przeliczeniu na
złotówki butelka wody mineralnej? Ile naprawdę jest wart Gareth Bale? Ile jest
warte Twoje przedsiębiorstwo? Czy na te wszystkie pytania odpowiedzi są
jednoznaczne i oczywiste?
Jeśli jednak pieniądz służy do zaspokajania naszych potrzeb, to ile go potrzebujemy? Tu bez pudła możemy odpowiedzieć, że po prostu więcej, coraz więcej.
Czy dzięki temu jakość usług, produktów i w ogóle naszego życia rośnie? Nie! A dlaczego nie?
Dlaczego więc za każdym razem mamy rosnące zapotrzebowanie na pieniądz? Chyba jest to już jasne. Słaba zima jest „okazją” nie do zaoszczędzenia i stworzenia funduszu na „gorsze czasy”, lecz do wydania środków na „inne cele”, kompletnie z „akcją zima” niezwiązane. A za rok, gdy spadnie półtora metra śniegu w grudniu, trzeba będzie oczywiście wystąpić o… dodatkowe fundusze na walkę z… niespodziewanym żywiołem. Pojawia się pytanie, jak przeprowadzić restrukturyzację takiego tworu (dajmy na to placówki medycznej), który systematycznie przejada coraz więcej? Można zacząć oszczędzać na bandażach, lekach, zamrozić pensje lekarzy i dokonać jeszcze wielu bohaterskich czynności. Tyle że efekt takich działań będzie albo żaden, albo nie będzie miał wielkiego znaczenia w ogólnej skali, albo — co niestety jest bardzo prawdopodobne — będzie odwrotny do zamierzeń. Sposób jest tylko jeden: w takich przypadkach należy po prostu całość zorganizować od nowa. Jest takie, a nie inne zapotrzebowanie na nasze usługi, potrzebujemy takich, a nie innych narzędzi, tych, a nie innych ludzi do realizacji i tworzymy nową strukturę. Prawdopodobnie tak samo należałoby postąpić z notorycznie dotowanymi przedsiębiorstwami, które w podziękowaniu za wsparcie generują coraz wyższe straty.
Diagnoza
Całość sprowadza się do zadania sobie pytania: „Czy nasze
pieniądze o wartości nominalnej 100 zł są pełnowartościowe, czy może tak
naprawdę są warte mniej?”. Teoretycznie możemy za nasze 100 zł kupić w każdej
chwili dowolne aktywa o wartości… 100 zł. Możemy więc jedne aktywa wymienić na
inne równowarte. Tak, ale z drugiej strony, jeśli trzymamy na koncie
kilkanaście lub kilkadziesiąt milionów złotych i nie mamy zamiaru wydać ich…
jutro, wówczas pytanie o bezpieczeństwo ich wartości może wrócić z wcale nie
taką małą wagą problemu. Diagnoza końcowa tego wątku, z natury subiektywna i wyrażona
jako moja osobista, jest następująca: „Drogi inwestorze, zastanów się, czy
Twoja lokata jest absolutnie pewna i jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości,
wówczas zrób test na utratę wartości… pieniędzy!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz