Nie ma już wątpliwości, że przez świat przetoczył się poważny kryzys finansowy, który mocno wstrząsnął wieloma gospodarkami. Byliśmy świadkami spadków indeksów giełdowych i upadków wielu firm. Kryzys dotknął także pojedynczych obywateli tracących pracę czy mających utrudniony dostęp do kredytów hipotecznych, niepokój dotknął zatem także tych, którzy na co dzień nie zagłębiają się w tajniki globalnej ekonomii. Gospodarki popadały w kłopoty i zarażały się wzajemnie, tworząc efekt domina i powodując światową pandemię finansową.
Pod koniec 2006 roku na amerykańskim rynku nieruchomości zaczęły się pojawiać pierwsze symptomy pękania tzw. bańki spekulacyjnej (ang. speculative buble). Po prawie dekadzie nieprzerwanych wzrostów nagły spadek cen zaczął wywoływać powszechny niepokój wśród inwestorów. Jak się później okazało, był on jedynie początkiem, rozpoczynającego się właśnie największego od lat 30. ubiegłego wieku kryzysu gospodarczego, który dotknął wiele światowych gospodarek. Wkrótce problemy zaczęły dotykać branży finansowej – okazało się, że instrumenty finansowe oparte na zbyt pochopnie udzielonych kredytach subprime[1], gwałtownie tracą na wartości. Wywołało to falę bankructw, najpierw firm wyspecjalizowanych w udzielaniu kredytów hipotecznych, a potem banków inwestycyjnych i towarzystw ubezpieczeniowych. Problemy przeżywała praktycznie cała branża powiązana w większym lub mniejszych stopniu z rynkami finansowymi. Gwałtowne spadki wystąpiły najpierw na nowojorskiej giełdzie, a potem praktycznie na wszystkich najważniejszych światowych parkietach.
Mimo, iż kłopoty zaczęły się w Stanach Zjednoczonych, to problemy szybko przesuwały się na inne gospodarki. Wielu zaniepokojonych klientów zaczęło wycofywać środki zgromadzone na depozytach, przez co wiele banków depozytowo – kredytowych zaczęło mieć problemy z płynnością. Na rynkach finansowych zapanowała wielka nieufność. Instytucje finansowe nie udzielały sobie nawzajem pożyczek, jeszcze bardziej zdrożał koszt kredytów długoterminowych. Dla wielu uczestników rynków jedynym sposobem na utrzymanie płynności były pożyczki zaciągane w banku centralnym. Podczas kryzysu finansowego uwypuklił się także problem instytucji określanych mianem „zbyt wielkich, by upaść” (ang. to big to fail)[2]. Wiele z takich podmiotów zostało znacjonalizowanych, gdyż ich upadek groził jeszcze większym pogłębieniem kryzysu. Przejęcie przez państwo kontroli nad poszczególnymi instytucjami, wiązało się oczywiście z pogłębieniem deficytu budżetowego. Kryzys finansowy, wybuchły w 2007 roku, stał się także czasem wyjątkowych wyzwań, przed jakimi musiały stanąć władze monetarne w poszczególnych krajach. W najbardziej rozwiniętych gospodarkach świata, stopy procentowe zostały sprowadzone do granicy bliskiej zeru. Tym samym, banki centralne, chcąc pobudzać gospodarkę, musiały uciekać się do innych tzw. niekonwencjonalnych narzędzi polityki pieniężnej.
Załamanie cen na amerykańskim rynku mieszkaniowym, było zaledwie początkiem problemów, przed jakimi wkrótce stanęła amerykańska gospodarka. Widząc pogarszającą się sytuację, Rezerwa Federalna zdecydowała się we wrześniu 2007 roku na obniżkę głównej stopy procentowej o 50 pkt. bazowych, do poziomu 4,75%. Następnie, w ciągu zaledwie 15 miesięcy, przeprowadzono serię 10 obniżek łącznie o 500 pkt. bazowych, do najniższego poziomu w historii, czyli przedziału między 0% a 0,25%. Był to jednocześnie najniższy poziom stóp procentowych spośród ówczesnych krajów rozwiniętych. W normalnych warunkach stopy procentowe bliskie zeru oznaczają dla gospodarki ogromne ilości łatwego pieniądza, które powinny skutkować bardzo dynamicznym wzrostem cen i ożywieniem gospodarczym. W warunkach kryzysu taka sytuacja nie zawsze wystarcza do odbudowania zaufania na rynku. Banki są niechętne do wzajemnego pożyczania sobie pieniędzy. Niepewność na rynku jest na tyle wysoka, że uczestnicy rynku dbają przede wszystkim o płynność i wolą gromadzić kapitał u siebie, niż pożyczać go innym. Tym samym, nawet jeśli stopy procentowe banku centralnego są sprowadzone do zera, to rzeczywiste rynkowe stopy procentowe są dużo wyższe, przez co koszt kredytu jest wysoki. Gospodarka znajduje się wówczas we wspomnianej wcześniej pułapce płynności. W połowie 2008 roku przed takim właśnie wyzwaniem stanęły osoby odpowiedzialne na politykę monetarną w Stanach Zjednoczonych.
Oznaki pułapki płynności można dostrzec, m.in. analizując rozpiętość oprocentowania między pożyczkami na rynku międzybankowym a 3-miesięcznymi wekslami skarbowymi. Różnicę taką mierzy tzw. TED spread, który w normalnej sytuacji gospodarczej kształtuje się na poziomie ok. 30 punktów bazowych. Wynika to z faktu, iż rynek uznaje pożyczki na rynku międzybankowym za nieco bardziej ryzykowne niż pożyczki, które zostały udzielone państwu. W szczytowym momencie kryzysu TED spread wynosił 465 punktów bazowych. Na rynku panowała tak duża niepewność i niechęć do udzielania wzajemnych pożyczek, że banki były skłonne sobie ich udzielać tylko po rekordowo wysokim oprocentowaniu. Nouriel Roubini i Stephen Mihm, porównują TED spread do wskaźnika, który odzwierciedla ogólną kondycję gospodarczą państwa – pokazuje on, z jaką szybkością pieniądze krążą po kraju, lub jaka jest ich płynność. Kiedy mimo sprowadzenia stóp procentowych do granicy bliskiej zeru, obieg pieniądza nie jest wystarczający, gospodarce zaczyna grozić deflacja[3].
Kryzys wywołał ogromną niepewność na rynkach finansowych. Początkowo dotykał jedynie sektora finansowego, lecz podmioty z tej branży odgrywają tak ogromną rolę w dzisiejszych gospodarkach, że ich problemy bardzo szybko stają się problemami wszystkich mieszkańców. Kłopoty instytucji finansowych oznaczają także, utrudnione finansowanie kredytów przez gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa, co osłabia wzrost inwestycji i konsumpcji w gospodarce – elementarnych składowych PKB. Innym problemem dzisiejszych finansów jest skala działalności banków komercyjnych i instytucji finansowych – na dzisiejszych giełdach obraca się tak, dużymi pieniędzmi, w niektórzy ekonomiści powiadają, że to giełdy sterują gospodarką, a nie gospodarka wpływa na giełdę.
Wraz z pogłębiającym się kryzysem Rezerwa Federalna w Stanach Zjednoczonych, podjęła wiele kroków, aby załagodzić sytuację na rynkach. Interwencje, jakich dopuścił się Fed zarówno na rynku krajowym jak i międzynarodowym, były wydarzeniami bezprecedensowymi. Pomocy udzielano praktycznie każdemu bankowi, a kryzys płynności okazał się na tyle poważny, że środki pożyczano na okres nawet kilku miesięcy.
Podczas swoich interwencji Fed, po raz pierwszy od czasów Wielkiego Kryzysu lat 30. ubiegłego wieku zdecydował się na udzielanie wsparcia nie tylko bankom, ale także domom maklerskim, funduszom rynku pieniężnego czy firmom finansowym. Przykładowo program TALF (ang. Term Asset Backed Lending Facility) miał za zadanie podtrzymać akcję kredytową dla małych przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Rezerwa Federalna zaczęła udzielać pożyczek pod zastaw portfeli opartych na pożyczkach studenckich, kartach płatniczych i kredytach samochodowych. Amerykańskie władze monetarne oferowały również specjalne linie kredytowe, które były przeznaczone dla takich pojedynczych instytucji jak: Fannie Mae, Freddie Mac, AIG, JP Morgan (wsparcie przy przejmowaniu banku Bear Sterns) czy Citigroup. Ostatnie z wymienionych działań są ewidentnym dowodem, że Rezerwa Federalna stosowała luzowanie kredytowe, co potwierdził zresztą sam prezes Fed – Ben Bernanke[4]. Gdy zdecydowano się na zastosowanie luzowania kredytowego, operacja ta miała nie powiększać bilansu banku centralnego, gdyż skupowane papiery komercyjne miały trafiać na miejsce sprzedawanych jednocześnie papierów skarbowych, później jednak zrezygnowano z tego założenia.
Przywrócenie płynności w sektorze finansowym Nouriel Roubini i Stephen Mihm nazwali „zwycięstwem pyrrusowym”. Ich zdaniem władze monetarne stały się jednocześnie pożyczkodawcą pierwszej i ostatniej instancji, zaś osiągnięty sukces był chwilowy, gdyż przywrócenie płynności nie wiązało się z powstrzymaniem rozpoczynającej się deflacji i recesji gospodarczej[5].
Sam kryzys jak i kryzys zadłużenia, dotknęli niemalże całą gospodarkę światowa, odbił on się szerokim echem na kondycje gospodarek państw Unii Europejskiej jak również Unii Gospodarczej i Walutowej (strefy euro). Kryzys ukazał, jakie problemy występują w poszczególnych państwach, wcześniej niewidoczne i niespotykane. Rozwiazywanie kryzysowych problemów ma również swoje pozytywne strony, zwiększy solidarność europejską i jeszcze większa integrację państw, które tworzą Unię Europejską i strefę euro. Kryzys, jaki nawiedził Europę nie powinno się traktować, jako zło konieczne, ale jako szansę dla Europy na wyeliminowanie niedoskonałości w sferze polityki ekonomicznej (monetarnej i fiskalnej), ale i także społecznej czy politycznej. Bardzo niska rentowność obligacji, ogromne straty i rekordowo niskie indeksy giełdowe oraz powszechna niepewność, co do przyszłego rozwoju wypadków w światowej ekonomii to krajobraz po prawie czterech latach od upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers, który uznawany jest za początek kryzysu finansowego [6].
Pomimo tego, że państwa wpompowały ogromne ilości bilionów dolarów jak i euro, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na Starym Kontynencie, doszło do rekordowego obniżenia stóp procentowych jak również innych zakrojonych na szeroką skalę działań, to nadal nie udało się w wyprostować gospodarki światowej na prostą. W początkowym okresie funkcjonowania kryzysu dotykał on wyłącznie instytucji finansowych, w ramach ewolucji zaczął również dotykać budżetów państw i wkroczył w realną sferę gospodarki. Wówczas dopiero ta sytuacja skłoniła państwa do szybkiego rozpoczęcia działań naprawczych rozrośniętych finansów publicznych oraz podjęcia reform, które były odkładane przez wiele lat.
Kryzys jest odczuwalny przez wszystkich, zarówno przedsiębiorców, inwestorów, przez rynki finansowe, również przez zwykłych ludzi, a dlaczego ludzie go odczuli? Kryzys w życie ludzi nie wkroczyłby, ale to przez różne reformy państw obywatele poczują kryzys na sobie. Państwa tak robią, choć nie powinny, bo kryzys jego skutki udźwignęli ludzie a nie rządy czy budżety państw. Takie postępowanie może wywołać wzrost niepokojów społecznych, których skutki mogą okazać się równie dotkliwe, jak upadek jednego banku Można, zatem stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że skutki kryzysu również dotykają obywateli poszczególnych państw europejskich, i Polska nie jest żadnym wyjątkiem, choć uważano wszem i wobec, że Polska jest zieloną wyspą kryzysu. Być może i tak było, tylko, że kryzys w Polsce nastąpił nieco z opóźnieniem. Czynników, przez które powstał kryzys jest dość dużo. Wina leży po stronie rynku kredytów hipotecznych od początku XXI wieku. Na kryzys wpłynęło wiele w/w przyczyn jak m.in. zmiana sił gospodarczych na świecie, którym towarzyszyła również nierównowaga ekonomiczna. Globalny PKB wzrósł prawie 2,5krotnie. Bardzo dynamicznie wzrastał w krajach BRIC. W tym samym czasie, gdy wzrastały PKB USA finansowały wysoki poziom życia ludności, poprzez pożyczanie kapitału za granicą (np. sprzedając obligacje). W efekcie USA zostały zadłużone. Inną przyczyną są procesy globalizacyjne, które przyczyniły się do alokacji inwestycji finansowych z całego świata. Również zwiększyła się dostępność do rynków wschodzących. Instytucje finansowe miały możliwość kupowania i sprzedawania aktywów finansowych z całego świata, co przy braku odpowiedniego (globalnego) nadzoru zwiększało ryzyko rozprzestrzenienia się kryzysu. Ogłaszane upadłości banków amerykańskich to przedsionek kryzysu.
Pod koniec 2006 roku na amerykańskim rynku nieruchomości zaczęły się pojawiać pierwsze symptomy pękania tzw. bańki spekulacyjnej (ang. speculative buble). Po prawie dekadzie nieprzerwanych wzrostów nagły spadek cen zaczął wywoływać powszechny niepokój wśród inwestorów. Jak się później okazało, był on jedynie początkiem, rozpoczynającego się właśnie największego od lat 30. ubiegłego wieku kryzysu gospodarczego, który dotknął wiele światowych gospodarek. Wkrótce problemy zaczęły dotykać branży finansowej – okazało się, że instrumenty finansowe oparte na zbyt pochopnie udzielonych kredytach subprime[1], gwałtownie tracą na wartości. Wywołało to falę bankructw, najpierw firm wyspecjalizowanych w udzielaniu kredytów hipotecznych, a potem banków inwestycyjnych i towarzystw ubezpieczeniowych. Problemy przeżywała praktycznie cała branża powiązana w większym lub mniejszych stopniu z rynkami finansowymi. Gwałtowne spadki wystąpiły najpierw na nowojorskiej giełdzie, a potem praktycznie na wszystkich najważniejszych światowych parkietach.
Mimo, iż kłopoty zaczęły się w Stanach Zjednoczonych, to problemy szybko przesuwały się na inne gospodarki. Wielu zaniepokojonych klientów zaczęło wycofywać środki zgromadzone na depozytach, przez co wiele banków depozytowo – kredytowych zaczęło mieć problemy z płynnością. Na rynkach finansowych zapanowała wielka nieufność. Instytucje finansowe nie udzielały sobie nawzajem pożyczek, jeszcze bardziej zdrożał koszt kredytów długoterminowych. Dla wielu uczestników rynków jedynym sposobem na utrzymanie płynności były pożyczki zaciągane w banku centralnym. Podczas kryzysu finansowego uwypuklił się także problem instytucji określanych mianem „zbyt wielkich, by upaść” (ang. to big to fail)[2]. Wiele z takich podmiotów zostało znacjonalizowanych, gdyż ich upadek groził jeszcze większym pogłębieniem kryzysu. Przejęcie przez państwo kontroli nad poszczególnymi instytucjami, wiązało się oczywiście z pogłębieniem deficytu budżetowego. Kryzys finansowy, wybuchły w 2007 roku, stał się także czasem wyjątkowych wyzwań, przed jakimi musiały stanąć władze monetarne w poszczególnych krajach. W najbardziej rozwiniętych gospodarkach świata, stopy procentowe zostały sprowadzone do granicy bliskiej zeru. Tym samym, banki centralne, chcąc pobudzać gospodarkę, musiały uciekać się do innych tzw. niekonwencjonalnych narzędzi polityki pieniężnej.
Załamanie cen na amerykańskim rynku mieszkaniowym, było zaledwie początkiem problemów, przed jakimi wkrótce stanęła amerykańska gospodarka. Widząc pogarszającą się sytuację, Rezerwa Federalna zdecydowała się we wrześniu 2007 roku na obniżkę głównej stopy procentowej o 50 pkt. bazowych, do poziomu 4,75%. Następnie, w ciągu zaledwie 15 miesięcy, przeprowadzono serię 10 obniżek łącznie o 500 pkt. bazowych, do najniższego poziomu w historii, czyli przedziału między 0% a 0,25%. Był to jednocześnie najniższy poziom stóp procentowych spośród ówczesnych krajów rozwiniętych. W normalnych warunkach stopy procentowe bliskie zeru oznaczają dla gospodarki ogromne ilości łatwego pieniądza, które powinny skutkować bardzo dynamicznym wzrostem cen i ożywieniem gospodarczym. W warunkach kryzysu taka sytuacja nie zawsze wystarcza do odbudowania zaufania na rynku. Banki są niechętne do wzajemnego pożyczania sobie pieniędzy. Niepewność na rynku jest na tyle wysoka, że uczestnicy rynku dbają przede wszystkim o płynność i wolą gromadzić kapitał u siebie, niż pożyczać go innym. Tym samym, nawet jeśli stopy procentowe banku centralnego są sprowadzone do zera, to rzeczywiste rynkowe stopy procentowe są dużo wyższe, przez co koszt kredytu jest wysoki. Gospodarka znajduje się wówczas we wspomnianej wcześniej pułapce płynności. W połowie 2008 roku przed takim właśnie wyzwaniem stanęły osoby odpowiedzialne na politykę monetarną w Stanach Zjednoczonych.
Oznaki pułapki płynności można dostrzec, m.in. analizując rozpiętość oprocentowania między pożyczkami na rynku międzybankowym a 3-miesięcznymi wekslami skarbowymi. Różnicę taką mierzy tzw. TED spread, który w normalnej sytuacji gospodarczej kształtuje się na poziomie ok. 30 punktów bazowych. Wynika to z faktu, iż rynek uznaje pożyczki na rynku międzybankowym za nieco bardziej ryzykowne niż pożyczki, które zostały udzielone państwu. W szczytowym momencie kryzysu TED spread wynosił 465 punktów bazowych. Na rynku panowała tak duża niepewność i niechęć do udzielania wzajemnych pożyczek, że banki były skłonne sobie ich udzielać tylko po rekordowo wysokim oprocentowaniu. Nouriel Roubini i Stephen Mihm, porównują TED spread do wskaźnika, który odzwierciedla ogólną kondycję gospodarczą państwa – pokazuje on, z jaką szybkością pieniądze krążą po kraju, lub jaka jest ich płynność. Kiedy mimo sprowadzenia stóp procentowych do granicy bliskiej zeru, obieg pieniądza nie jest wystarczający, gospodarce zaczyna grozić deflacja[3].
Kryzys wywołał ogromną niepewność na rynkach finansowych. Początkowo dotykał jedynie sektora finansowego, lecz podmioty z tej branży odgrywają tak ogromną rolę w dzisiejszych gospodarkach, że ich problemy bardzo szybko stają się problemami wszystkich mieszkańców. Kłopoty instytucji finansowych oznaczają także, utrudnione finansowanie kredytów przez gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa, co osłabia wzrost inwestycji i konsumpcji w gospodarce – elementarnych składowych PKB. Innym problemem dzisiejszych finansów jest skala działalności banków komercyjnych i instytucji finansowych – na dzisiejszych giełdach obraca się tak, dużymi pieniędzmi, w niektórzy ekonomiści powiadają, że to giełdy sterują gospodarką, a nie gospodarka wpływa na giełdę.
Wraz z pogłębiającym się kryzysem Rezerwa Federalna w Stanach Zjednoczonych, podjęła wiele kroków, aby załagodzić sytuację na rynkach. Interwencje, jakich dopuścił się Fed zarówno na rynku krajowym jak i międzynarodowym, były wydarzeniami bezprecedensowymi. Pomocy udzielano praktycznie każdemu bankowi, a kryzys płynności okazał się na tyle poważny, że środki pożyczano na okres nawet kilku miesięcy.
Podczas swoich interwencji Fed, po raz pierwszy od czasów Wielkiego Kryzysu lat 30. ubiegłego wieku zdecydował się na udzielanie wsparcia nie tylko bankom, ale także domom maklerskim, funduszom rynku pieniężnego czy firmom finansowym. Przykładowo program TALF (ang. Term Asset Backed Lending Facility) miał za zadanie podtrzymać akcję kredytową dla małych przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Rezerwa Federalna zaczęła udzielać pożyczek pod zastaw portfeli opartych na pożyczkach studenckich, kartach płatniczych i kredytach samochodowych. Amerykańskie władze monetarne oferowały również specjalne linie kredytowe, które były przeznaczone dla takich pojedynczych instytucji jak: Fannie Mae, Freddie Mac, AIG, JP Morgan (wsparcie przy przejmowaniu banku Bear Sterns) czy Citigroup. Ostatnie z wymienionych działań są ewidentnym dowodem, że Rezerwa Federalna stosowała luzowanie kredytowe, co potwierdził zresztą sam prezes Fed – Ben Bernanke[4]. Gdy zdecydowano się na zastosowanie luzowania kredytowego, operacja ta miała nie powiększać bilansu banku centralnego, gdyż skupowane papiery komercyjne miały trafiać na miejsce sprzedawanych jednocześnie papierów skarbowych, później jednak zrezygnowano z tego założenia.
Przywrócenie płynności w sektorze finansowym Nouriel Roubini i Stephen Mihm nazwali „zwycięstwem pyrrusowym”. Ich zdaniem władze monetarne stały się jednocześnie pożyczkodawcą pierwszej i ostatniej instancji, zaś osiągnięty sukces był chwilowy, gdyż przywrócenie płynności nie wiązało się z powstrzymaniem rozpoczynającej się deflacji i recesji gospodarczej[5].
Sam kryzys jak i kryzys zadłużenia, dotknęli niemalże całą gospodarkę światowa, odbił on się szerokim echem na kondycje gospodarek państw Unii Europejskiej jak również Unii Gospodarczej i Walutowej (strefy euro). Kryzys ukazał, jakie problemy występują w poszczególnych państwach, wcześniej niewidoczne i niespotykane. Rozwiazywanie kryzysowych problemów ma również swoje pozytywne strony, zwiększy solidarność europejską i jeszcze większa integrację państw, które tworzą Unię Europejską i strefę euro. Kryzys, jaki nawiedził Europę nie powinno się traktować, jako zło konieczne, ale jako szansę dla Europy na wyeliminowanie niedoskonałości w sferze polityki ekonomicznej (monetarnej i fiskalnej), ale i także społecznej czy politycznej. Bardzo niska rentowność obligacji, ogromne straty i rekordowo niskie indeksy giełdowe oraz powszechna niepewność, co do przyszłego rozwoju wypadków w światowej ekonomii to krajobraz po prawie czterech latach od upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers, który uznawany jest za początek kryzysu finansowego [6].
Pomimo tego, że państwa wpompowały ogromne ilości bilionów dolarów jak i euro, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na Starym Kontynencie, doszło do rekordowego obniżenia stóp procentowych jak również innych zakrojonych na szeroką skalę działań, to nadal nie udało się w wyprostować gospodarki światowej na prostą. W początkowym okresie funkcjonowania kryzysu dotykał on wyłącznie instytucji finansowych, w ramach ewolucji zaczął również dotykać budżetów państw i wkroczył w realną sferę gospodarki. Wówczas dopiero ta sytuacja skłoniła państwa do szybkiego rozpoczęcia działań naprawczych rozrośniętych finansów publicznych oraz podjęcia reform, które były odkładane przez wiele lat.
Kryzys jest odczuwalny przez wszystkich, zarówno przedsiębiorców, inwestorów, przez rynki finansowe, również przez zwykłych ludzi, a dlaczego ludzie go odczuli? Kryzys w życie ludzi nie wkroczyłby, ale to przez różne reformy państw obywatele poczują kryzys na sobie. Państwa tak robią, choć nie powinny, bo kryzys jego skutki udźwignęli ludzie a nie rządy czy budżety państw. Takie postępowanie może wywołać wzrost niepokojów społecznych, których skutki mogą okazać się równie dotkliwe, jak upadek jednego banku Można, zatem stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że skutki kryzysu również dotykają obywateli poszczególnych państw europejskich, i Polska nie jest żadnym wyjątkiem, choć uważano wszem i wobec, że Polska jest zieloną wyspą kryzysu. Być może i tak było, tylko, że kryzys w Polsce nastąpił nieco z opóźnieniem. Czynników, przez które powstał kryzys jest dość dużo. Wina leży po stronie rynku kredytów hipotecznych od początku XXI wieku. Na kryzys wpłynęło wiele w/w przyczyn jak m.in. zmiana sił gospodarczych na świecie, którym towarzyszyła również nierównowaga ekonomiczna. Globalny PKB wzrósł prawie 2,5krotnie. Bardzo dynamicznie wzrastał w krajach BRIC. W tym samym czasie, gdy wzrastały PKB USA finansowały wysoki poziom życia ludności, poprzez pożyczanie kapitału za granicą (np. sprzedając obligacje). W efekcie USA zostały zadłużone. Inną przyczyną są procesy globalizacyjne, które przyczyniły się do alokacji inwestycji finansowych z całego świata. Również zwiększyła się dostępność do rynków wschodzących. Instytucje finansowe miały możliwość kupowania i sprzedawania aktywów finansowych z całego świata, co przy braku odpowiedniego (globalnego) nadzoru zwiększało ryzyko rozprzestrzenienia się kryzysu. Ogłaszane upadłości banków amerykańskich to przedsionek kryzysu.
Kryzysowi w późniejszym czasie uległy nie tylko banki, ale również branża motoryzacyjna. Firmy produkujące samochody czyli Volkswagen, General Motors, Ford, wstrzymały produkcję na pewien czas oraz nie przedłużały umów pracownikom tymczasowym. Zapowiedziały także masowe zwolnienia pracowników. Można uznać, że kryzys finansowy objął swoim zasięgiem, oprócz autonomicznej, także realną sferę finansów. Na świecie zaobserwować można było rosnące bezrobocie, spadek PKB oraz wzrost zadłużenia obywateli i państw. Koniec roku 2008 to także spadek cen surowców, w tym ropy naftowej i miedzi. Obecna gospodarka ma zdrowe podstawy i nie było wcale przesłanek, które wskazywałyby na to, że kryzys finansowy stanie się kryzysem gospodarczym. Determinacja, z jaką rządy i banki centralne starają się odbudować finansowe zaufanie, powinien poskutkować uspokojeniem sytuacji. Im szybciej uda się je odbudować, tym mniejsze straty poniesie gospodarka realna. Czy tak się stało? Niestety nie. Kryzys odbił się na wszystkich i stal się kryzysem nie finansowym a realnym, obejmującym swoim zasięgiem społeczeństwa, które jeszcze kiedyś miały być niedotknięte nim.
Wnioski:
Dzisiejsze gospodarki są silnie uzależnione od rynków finansowych, stąd też problemy banków bardzo szybko „rozprzestrzeniają się” na realną gospodarkę. Kryzys bankowy, wywołał zmniejszenie akcji kredytowej dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, co ograniczyło inwestycje i konsumpcje. W dzisiejszych gospodarkach funkcjonuje wiele instytucji „zbyt wielkich, by upaść”. Skala ich działalności jest tak wielka, że ich bankructwo jest jednoznaczne, z poważnymi kłopotami realnej gospodarki, czego przykładem może być upadek Lehman Brothers. Działania banków centralnych w niewystarczającym stopniu przyczyniły się do poprawy sytuacji w sferze gospodarki realnej. Tylko niewielka cześć środków, jaką pozyskał sektor bankowy, trafiła do przedsiębiorstw i gospodarstw domowych
w postaci kredytów. Tym samym poprawa wskaźników makroekonomicznych postępuje w powolnym tempie (Stany Zjednoczone), lub nie widać jej wcale (strefa euro).
[1] Kredyt, którego oprocentowanie jest wyższe niż przy standardowym kredycie rynkowym. Udzielane są zazwyczaj osobom posiadającym „złą historię kredytową”, np. nie spłacających rat na czas.
[2] N. Roubini, S. Mihm, Ekonomia kryzysu, Wolters Kluwer business, Warszawa 2011, s. 256.
[3] Ibid, s. 173.
[4] B. Bernanke, The Crisis and the Policy Response, Remarks at the Stamp Lecture, London School of Economics, styczeń 2009.
[5] N. Roubini, S. Mihm, op. cit., s. 176.
[6] M. Matuszewicz, Strefa euro a globalny kryzys finansowy XXI wieku, w "Studia BAS' 2012, Nr 3(31), s. 9–28.
Wnioski:
Dzisiejsze gospodarki są silnie uzależnione od rynków finansowych, stąd też problemy banków bardzo szybko „rozprzestrzeniają się” na realną gospodarkę. Kryzys bankowy, wywołał zmniejszenie akcji kredytowej dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, co ograniczyło inwestycje i konsumpcje. W dzisiejszych gospodarkach funkcjonuje wiele instytucji „zbyt wielkich, by upaść”. Skala ich działalności jest tak wielka, że ich bankructwo jest jednoznaczne, z poważnymi kłopotami realnej gospodarki, czego przykładem może być upadek Lehman Brothers. Działania banków centralnych w niewystarczającym stopniu przyczyniły się do poprawy sytuacji w sferze gospodarki realnej. Tylko niewielka cześć środków, jaką pozyskał sektor bankowy, trafiła do przedsiębiorstw i gospodarstw domowych
w postaci kredytów. Tym samym poprawa wskaźników makroekonomicznych postępuje w powolnym tempie (Stany Zjednoczone), lub nie widać jej wcale (strefa euro).
[1] Kredyt, którego oprocentowanie jest wyższe niż przy standardowym kredycie rynkowym. Udzielane są zazwyczaj osobom posiadającym „złą historię kredytową”, np. nie spłacających rat na czas.
[2] N. Roubini, S. Mihm, Ekonomia kryzysu, Wolters Kluwer business, Warszawa 2011, s. 256.
[3] Ibid, s. 173.
[4] B. Bernanke, The Crisis and the Policy Response, Remarks at the Stamp Lecture, London School of Economics, styczeń 2009.
[5] N. Roubini, S. Mihm, op. cit., s. 176.
[6] M. Matuszewicz, Strefa euro a globalny kryzys finansowy XXI wieku, w "Studia BAS' 2012, Nr 3(31), s. 9–28.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz