Za Onetem:
"4 tys. euro dopłaty na samochód elektryczny
Rząd Niemiec uruchomił w środę program przewidujący dopłaty i ulgi podatkowe dla osób decydujących się na zakup auta elektrycznego. Powstać ma także sieć stacji do ładowania pojazdów. Władze liczą, że liczba aut elektrycznych zwiększy się o 300 tys."
Niestety mam pewne obawy, że w tym przypadku skończy się tak, jak w innych podobnych. Niemcy może nie są obeznani z modelem gospodarki centralnie sterowanej, ale my w krajach post-socjalistycznych już to przerabialiśmy. Dla nas, wszystkich post-komuchów sprawa jest jasna. Otóż to, że jakiś rząd zdecydował się dopłacać do jakiegoś dobra 4 tysiące euro, spowoduje że cena tego dobra wzrośnie o ... 4 tysiące euro. My pamiętamy, że 2-letnie polonezy na rynku wtórnym były droższe od tych kupionych ... prosto z fabryki. My pamiętamy, że dolar u cinkciarza kosztował kilkakrotnie więcej, niż wynosił kurs oficjalny. Ale wiara różnych rządów, że one dla dobra społeczeństwa wprowadzą regulacje, które ukierunkują życie jednostek we właściwą stronę, nie ma końca. Rządy pełnią rolę matek wychowujących dzieci. Tylko, że być może są też takie dzieci, które chcą żyć po swojemu, a nie po "włosku*".
*) Pisałem o tym wcześniej, że "typowy" (przysłowiowy) Włoch nie podejmuje decyzji bez zgody swojej matki. Mieszka z nią do czterdziestki, nie wybierze narzeczonej, której mamma nie zaakceptuje, nie kupi mieszkania, które by się mamusi nie podobało, itp., itd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz