wtorek, 15 lipca 2014

Zarządzanie ryzykiem w Chorzowie

Nie sposób przejść obojętnie wobec dzisiejszej (15 lipca 2014 roku) lektury katowickiego „Sportu”. Numer został zdominowany przez doniesienia o problemach związanych z rozegraniem pucharowego meczu w Chorzowie miejscowego Ruchu z FC Vaduz, które to wydarzenie jest planowane na najbliższy czwartek. Otóż okazało się, że plan planem, a tymczasem w Chorzowie nie da się grać z powodu awarii… murawy. Paradoks sytuacji polega też na tym, że piszę o płycie uważanej jeszcze miesiąc temu za … najlepszą w Polsce. I wówczas ktoś wpadł na pomysł remontu, w dodatku w najkrótszej możliwej w ostatnich i pewnie przyszłych latach przerwie między rozgrywkami, gdyż klub zakwalifikował się do europejskich pucharów lub raczej pre-eliminacji tychże pucharów, które to dla drużyn z krajów o parszywym klubowym poziomie piłkarskim (między innymi Polska, Liechtenstein, Mołdawia, Luksemburg, Gibraltar, Irlandia, Irlandia Północna, Łotwa, Litwa, Estonia, Macedonia) ruszają już w środku letnich wakacji.

Mecz prawdopodobnie zostanie przeniesiony do Gliwic i rozegrany z bardzo ograniczoną liczbą widzów, gdyż nie sposób w tak krótkim czasie spełnić wymogów ustawy o imprezach masowych. Tymczasem w Chorzowie trwa wojna na … oświadczenia i wypowiedzi, które kolejno wydają prezes klubu oraz Miejski Ośrodek Rekreacji i Sportu (w skrócie MORiS). Podobno sytuacja jest tak zła, że spotkań nie będzie się dało rozgrywać jeszcze przez co najmniej miesiąc, tymczasem rozgrywki europejskie ruszają właśnie w najbliższy czwartek, a ligowe w najbliższy weekend. Podobno też konieczna będzie ponowna wymiana murawy (na tak zwaną rolkowaną), co będzie kosztowało zdaniem redaktora Grygierczyka od 100 do 200 tysięcy euro. Klub straci potencjalne przychody z organizacji spotkania, straci reputację wśród klientów (tu kibiców) i poniesie jeszcze dodatkowe koszty wynajmu obiektu zastępczego, jeśli całość nie zakończy się jeszcze większą katastrofą, czyli orzeczeniem walkowera.

Aby wyjaśnić lepiej tło całej sprawy, trzeba Czytelnikowi uzmysłowić, że w Polsce istnieje taki zwyczaj, że kluby piłkarskie bardzo chętnie czerpią zyski z organizacji spotkań, ale bardzo też nie lubią ponosić kosztów związanych z budową infrastruktury sportowej oraz stałych kosztów jej utrzymania. W związku w tym właścicielem stadionu jest najczęściej gmina, a dbałość o jego wygląd wraz z drobnymi remontami (i ich kosztami) jest powierzona jakiejś miejskiej spółce lub organizacji, w tym przypadku MORiSowi. Z tych oświadczeń można wyczytać, że stało się nieszczęście, ale oczywiście nikt nie popełnił żadnego błędu, każdy chciał dobrze, problem spowodowały niezależne czynniki wewnętrzne, no i wszyscy teraz starają się wybrnąć z trudnej sytuacji. A w tle mamy tak naprawdę komedię i wielką kompromitację nie tylko Chorzowa, ale i całego kraju, bo temat dzięki spotkaniu między drużynami różnych państw stał się również międzynarodowy. Po prostu polski klub na … dwa dni przed meczem nie wie, czy zagra, gdzie zagra i jaką ilość publiczności będzie mógł wpuścić, podczas gdy już sprzedał kilka tysięcy biletów (znów za „Sportem”).

W gazecie można jeszcze wyczytać, że cały problem prawdopodobnie w ogóle by nie zaistniał, gdyby nie fakt, że w ramach restrukturyzacji zatrudnienia (i kosztów) jakiś czas temu posłano na zasłużoną emeryturę (na którą się w ogóle nie pchał) niejakiego Pawła Poloczka, który przez wiele lat o jakość murawy w Chorzowie dbał i robił to świetnie. Wraz z człowiekiem na emeryturę poszła też wiedza i skutku takiego postępowania właśnie widać. Wypisz wymaluj często obserwowana sytuacja w sektorze państwowym, gdzie lekką ręką w razie konieczności redukcji kosztów pozbywa się ludzi, którzy coś potrafią, aby móc utrzymać ludzi, którzy trochę mniej potrafią. W Chorzowie oszczędzono kilka tysięcy złotych miesięcznie po to, aby teraz wydać jednorazowo wielokrotnie więcej. I nie ma tu już znaczenia, kto (klub/właściciel obiektu/operator obiektu?) ten koszt poniesie, o co będą się pewnie toczyły spory.

Co to ma wszystko wspólnego z zarządzaniem ryzykiem? Ano ma i to bardzo wiele. W zarządzaniu ryzykiem istotna jest identyfikacja ryzyka (czy trawa na pewno wyrośnie), oszacowanie wartości ryzyka, czyli potencjalnej straty (koszt utraconych korzyści oraz poniesionych wydatków) oraz przygotowanie alternatywnych scenariuszy postępowania. W Chorzowie o tym wszystkim zapomniano.

Z tego artykułu wynika motto dla przedsiębiorców, które można przedstawić w formie kilku dobrych rad. Cytuję kolejno:

1) Jeśli istnieje ryzyko, że nie zdążysz na czas z jakąś budową, remontem, modernizacją
i opóźnienie spowoduje znaczące straty, zważ dwie kwestie:

a. zysk z budowy, remontu modernizacji,

b. wartość potencjalnych strat,

następnie podejmij racjonalną decyzję o wykonaniu lub zaniechaniu wykonania prac.

2) Jeśli zdecydowałeś się na wykonanie prac, wówczas zminimalizuj potencjalne straty (czyli
w analizowanym przypadku klub powinien zabezpieczyć organizację imprezy masowej na innym obiekcie i podpisać wcześniej odpowiednią umowę na korzystanie z innego obiektu). Powiadom o tym wcześniej klientów (czyli kibiców) oraz wszystkich innych zainteresowanych (UEFA, rywale).

3) Jeśli korzystasz z infrastruktury, której nie jesteś (i nie chcesz być) właścicielem, zapewnij sobie w umowie wpływ na istotne decyzje dotyczące tejże infrastruktury (remonty, w tym na terminy ich przeprowadzania).

4) Nie dawaj pełnej wiary w zapewnienia umowne oraz zapewnienia słowne. Bądź zawsze przygotowany do uruchomienia rozwiązania alternatywnego. Co Ci bowiem przyjdzie z późniejszej egzekucji odszkodowań (jeśli w ogóle takowa będzie możliwa), jeśli dziś poniesiesz realną stratę?

5) Zanim zwolnisz człowieka, sprawdź jego wpływ na funkcjonowanie firmy i zidentyfikuj, jaką potencjalną stratę możesz ponieść wraz z utratą jego kompetencji.

Do tej listy można jeszcze dopisać mniej istotne rady, ale na potrzeby niniejszego artykułu poprzestańmy na wymienionych pięciu.



Maciej Skudlik

1 komentarz: