Uzupełnienie do artykułu: "Ryzyko operacyjne w sporcie / case Legii W-wa & LM"
Postanowiłem włączyć się do dyskusji na temat zdarzenia nawet w polskim sporcie budzącego zdumienie oraz uzupełnić własnym tekstem artykuł Pana doktora Dariusza Michalskiego, który jest dla mnie autorytetem w zakresie wiedzy ekonomicznej. Otóż najlepsza w ostatnich dwóch latach drużyna naszej ekstraklasy omal nie wyeliminowała słynnego Celticu Glasgow. W sumie to tak naprawdę sportowo rywala pokonała, a właściwie należałoby użyć słowa przewalcowała. Legia była od słynnego rywala o kilka klas lepsza. I co z tego? Stało się coś, co cały ten wysiłek sportowy zniwelowało. Otóż Legia złamała regulamin rozgrywek wystawiając na kilka minut rozstrzygniętego już dwumeczu zawodnika, który nie miał prawa na murawie się pojawić. Oczywiście działacze Legii byli pewni, że piłkarz Bereszyński już swoją karę w postaci trzy-meczowej pauzy odpokutował, jednakże – jak się później okazało – wcale tak nie było. Zgodnie bowiem z którymś tam punktem regulaminu, aby odbycie zawieszenia stało się uprawomocnione, zawodnika trzeba do danego meczu zgłosić. W sumie logiczne, skąd taka UEFA miałaby wiedzieć, że niejaki Bereszyński jest zawodnikiem Legii i właśnie odbywa wskazaną pauzę, jeśli się tego faktu jej nie zgłosi. Podobno takie reguły obowiązują zresztą … od wielu lat. Klub stracił szansę (dość dużą) na wejście do elitarnej Ligii Mistrzów nie wskutek beznadziejnej gry na szczeblu międzynarodowym, do której byliśmy już przyzwyczajeni, lecz dla odmiany wskutek innej przypadłości polskich klubów: kiepskiej organizacji i braku szacunku dla pracy papierkowej, procedur, analiz ryzyka i tym podobnych dupereli. Wyłania się dla postronnego kibica następujący obraz:
1) Legia chciała zawojować Ligę Mistrzów sportowo (co ważne) i finansowo (co jeszcze ważniejsze).
2) Legia przygotowała się sportowo, kadrowo, i finansowo. Myślę, że pewnie już nawet zdążono ustalić sposób podziału tortu (czyli co najmniej około pięćdziesięciu milionów złotych przychodu) między działaczy, piłkarzy i menedżerów.
3) W całym tym zamieszaniu wzięto się do gry, podczas gdy nikt w klubie dysponującym wielomilionowym budżetem … nie przeczytał regulaminu rozgrywek, w których klub ten brał udział.
Teraz będzie trochę obrazoburczo. Moim zdaniem to w naszych warunkach … standardowe zachowanie. Zresztą Legii takie rzeczy zdarzyły się nie pierwszy raz, ale przy rozstrzyganiu złamania zasad w półfinale Pucharu Polski w meczu z Arką Gdynia PZPN był nieco mniej rygorystyczny niż UEFA. Zresztą jakiś czas temu w ramach eliminacji do Ligii Europejskiej (a nie Ligii Mistrzów) bliski kolejnej kompromitacji (po aferze z murawą) był inny nasz eksportowy klub – Ruch Chorzów. Otóż władze tego klubu były przekonane, że w meczu z duńskim Esbjergiem powinien pauzować za dwie żółte kartki piłkarz Stawarczyk. Nawet żałowano tego na oficjalnej stronie internetowej i w prasie. Po czym okazało się, że w tym roku … zmieniono regulamin rozgrywek i pauzuje się dopiero po trzech upomnieniach. Oznacza to, że wcześniej w Chorzowie … również nie przeczytano regulaminu rozgrywek.
Proszę Państwa, wielu z nas też tak ma. Ja sam byłem bliski kompromitacji w trakcie rozgrywek grupowych Mundialu w Brazylii, gdy przekonywałem kolegów o pewnych już rozstrzygnięciach w poszczególnych grupach na bazie przewagi zdobytej przez dane drużyny w bezpośrednich meczach z rywalami. Po czym okazało się, że dla dbałości o atrakcyjność rozgrywek (większa niepewność do ostatniej rundy) FIFA zmieniła regulamin i wróciła do wyższości różnicy bramek przez klasyfikacją spotkań bezpośrednich w razie równiej ilości punktów.
Wyobraźmy sobie, że bierzemy kredyt w banku, a o szczegółowych zapisach umowy dowiadujemy się, gdy bank naliczył dodatkową opłatę za dzień spóźnienia w spłacie raty lub w drastycznych przypadkach, gdy bank… sprzedał zadłużenie jakiemuś Siergiejowi. Zdarzyło się nam nieszczęście w postaci stłuczki drogowej we mgle i wówczas dowiadujemy się, że polisa wyłącza takie sytuacje. Ubezpieczamy dom przed wszelkimi zdarzeniami i nagle został on zalany przez powódź. Wówczas ubezpieczyciel odmówi wypłaty odszkodowania, gdyż w paragrafie jedenastym i punkcie szóstym jest jasno napisane, że ubezpieczenie od powodzi nie obejmuje terenów, na których już kiedyś takowa się zdarzyła. Zresztą to normalne. Firma ubezpieczeniowa jest zawsze naszym przyjacielem w momencie podpisywania umowy i zapłaty składki, a staje się wrogiem w momencie wystąpienia o odszkodowanie. Poza tym firma ubezpieczeniowa chętnie ubezpieczy każdego klienta przed zdarzeniami, które … niemal na pewno nie będą miały miejsca i będzie się broniła przed ubezpieczeniem zdarzeń, które mogą się zdarzyć naprawdę.
Każdy Polak ma w sobie głęboko zakodowaną niechęć do wertowania przepisów, regulaminów, tekstów umów, polis i tym podobnych papierków. Poza tym ma świadomość, że i tak większość przepisów jest w tym kraju delikatnie mówiąc olewana, ze szczególnym uwzględnieniem tych drogowych. Każdy polski kierowca jest niemal doskonały i świetnie „zna” reguły ruchu drogowego, po czym trąbi na pieszego, który zagradza mu przejazd na drodze osiedlowej. Tymczasem w takiej strefie ruchu pieszy ma na drodze bezsprzeczne pierwszeństwo. O podejściu różnych narodów w zakresie respektowania obowiązujących norm prawnych napisałem nieco szerzej w książce „Międzynarodowe Standardy Rachunkowości. Praktyczne zastosowania w biznesie”, która ukaże się nakładem wydawnictwa Helion we wrześniu bieżącego roku. Dla zainteresowanych tematem polecam.
Tym, którzy płaczą nad bezwzględnością postępowania działaczy europejskich wobec Legii, zadam pytanie: Jeśli składacie Państwo dokumenty przetargowe i z dwudziestu kryteriów nie spełniacie raptem jednego (na przykład braku zadłużenia wobec ZUS), czy Wasza oferta zostanie uwzględniona?
Maciej Skudlik
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń