W książce "Międzynarodowe Standardy Rachunkowości" w miarę obszernie starałem się udowodnić tezę, że idea ujednolicenia standardów postępowania bez względu na kraj i środowisko jest nie do obrony. Wskazałem również na fakt, że obecny porządek administracyjny w Europie nie jest ostateczny, problem tylko polega na tym, że nie wiemy kiedy lawina zmian ruszy.
Historia uczy, że czasem trzeba jednej iskry, aby jednak nie została ona natychmiast zalana wodą, potrzebne jeszcze są odpowiednio wysokie pokłady frustracji społeczeństw, najczęściej spowodowane ekonomią, w tym przede wszystkim wysokim bezrobociem i biedą.
Od czasu napisania tekstu książki świat (w tym także Europa) jednak nieco przyspieszył w realizacji nowej rewolucji. Car Wołodia skruszył i tak słaby lód integralności światowych granic. Spowodowało to obudzenie świadomości wielu narodów, które od lat czują się pokrzywdzone obecnym porządkiem.
O zachodzących procesach przypomniały nam ostatnio ... rozgrywki piłkarskie. W eliminacjach do Mistrzostw Europy Francja 2016 miały miejsce sceny, o których UEFA ścigająca dziś federacje za tak wielkie przewinienia jak niewłaściwy napis na transparencie na trybunach, czy odpalenie jakiejś racy, po prostu dawno zapomniała.
Najpierw krótko o meczu, w którym starły się ze sobą narody mające nieco odmienne spojrzenie na zawarty w 1920 roku traktat w Trianon, czyli Rumunia z Węgrami. Mecz odbył się w Bukareszcie na stadionie będącym kopią (lub raczej pierwowzorem) naszego Narodowego i w jego trakcie z zasadzie nieprzerwanie trwała walka na trybunach, co można sprawdzić korzystając w popularnego jutuba (www.youtube.com). Skąd w ogóle problem? Otóż mecz przypomniał nam, że trudno w Europie o państwo, które dziś jest tak małe, a niegdyś (jeszcze 100 lat temu) było tak wielkie. Dzisiejsze Węgry zajmują ułamek niegdysiejszego terytorium, a rodacy Puskasa licznie zamieszkują tereny pod inną administracją. W opisanym meczu poszło o Siedmiogród (Transylwanię), zamieszkały przez liczną mniejszość węgierską oraz przez lata należący do Węgier właśnie. Historyczna mapa Wielkich Węgier to oprócz obecnego małego kraju również praktycznie cała Słowacja, cześć Austrii, znacząca część Rumunii właśnie, dziś serbska Wojwodina, a nawet tereny dzisiejszej Chorwacji, Słowenii i Bośni. Zresztą, gdyby przyjrzeć się aspiracjom przeciwników potomków Puskasa, czyli Rumunom, oni również mogliby wnieść pewne pretensje terytorialne, na przykład do Bułgarów, zwłaszcza do tak zwanej Dobrudży (znane wielu turystom Złote Piaski i Warna). Nasz były król był przecież narodowości rumuńskiej, a ziemie te do II wojny światowej należały do Rumunii właśnie.
Z kolei w meczu Serbii z Albanią poszło o nieco nowszą historię. Trudno dziś pogodzić te narody, bez wyjaśnienia statusu Kosowa, który jest historycznie serbski, a etnicznie dziś niemal w 90% albański. Zresztą wyjaśnić bez konfliktu się go nie da. Na mocy przyznania państwowości (nie przez wszystkie kraje jednak) Kosowu, świat rozbudził zuchwałość Albańczyków, którym zamarzyła się ... Wielka Albania, czyli kraj terytorialnie sięgający nie tylko Albanii, lecz również właśnie Kosowa oraz na deser także Macedonii, części Bośni (tej muzułmańskiej), a także części nawet dzisiejszej jakże okrojonej Serbii. Iskrą zapalną na stadionie Partizana w Belgradzie było pojawienie się nad nim na sterowanym pilotem dronie właśnie flagi Wielkiej Albanii. W momencie, gdy ona zawisła nad murawą, stało się jasne, że meczu się dokończyć nie da. Ba, mecz przestał w tej chwili mieć jakiekolwiek znaczenie. Uznani za pokrzywdzonych przez najnowszą historię, społeczność międzynarodową i pewnie i Boga Serbowie takiej prowokacji nie mogli puścić płazem. Jednemu z piłkarzy reprezentacji Serbii udało się flagę przechwycić. Pewnie nawet nie miał złych zamiarów. Ale wówczas zadziałała bałkańska krew i plemienne zwyczaje. Albański piłkarze natychmiast rzucili się do ... odbicia flagi. Koledze przyszli z pomocą inni reprezentanci Serbii. I rozgorzała bójka między ... piłkarzami na murawie. Tym postanowili przyjść z pomocą (nieliczni na szczęście) widzowie. Widząc co się dzieje, albańscy piłkarze ewakuowali się do tunelu. Schodzących spotkała lawina krzeseł i innych przedmiotów. Widząc co się dzieje niektórzy z serbskich piłkarzy zaczęli pewnie w obawie przed międzynarodową kompromitacją ochraniać swych rywali przed publicznością, A ci schodząc do szatni jeszcze swoich ochroniarzy ... kopali.
Przytoczone sytuacje powinny wzbudzić nasze obawy co do tego, że dzisiejsza Europa jest krainą mlekiem i miodem płynąca, w której granice zostały uznane raz na zawsze, a wszyscy są zadowoleni ze statu quo. Może tak jest w bogatszej jej części, ale kto dziś jest tak naprawdę bogaty? Gdyby ruszyć pierwszy klocek domina, cała konstrukcja mogłaby runąć. Na szczęście (bo tylko złe języki podejrzewają jakąś manipulację) Szkoci w referendum nie zdecydowali się rozwalić Wielkiej Brytanii. Może dlatego, że i tak mają swoją reprezentację piłkarską? Ale trzeszczy w szwach Hiszpania, w której sukces ekonomiczny swego czasu osłabił separatystyczne dążenia Basków i Katalończyków, ale przecież teraz jest tam kryzys. Południowi Tyrolczycy są oderwani od reszty Tyrolu, część Irlandczyków chciałaby zjednoczenia wyspy, są też ludzie którzy snują ideę Wielkiej Rosji (co próbuje realizować Car Wołodia), Wielkiej Ukrainy (z Lwowem, Rzeszowem i niemal całą Galicją), Wielkiej Litwy (z Suwalszczyzną), i tak dalej. My możemy wspominać Wielką Rzeczpospolitą, sięgającą dzisiejszej Mołdawii. Strach się bać, jakby wyglądała idea Wielkich Niemiec. Czy na pewno każdy Hans i Juergen nie ma sentymentalnego podejścia do takich miast jak Danzig, Beuthen, czy Elbing. Czy nie pamięta, skąd pochodził Karol May (twórca Winnetou urodził się w Waldenburgu, czyli Wałbrzychu), oraz Katarzyna von Anhalt (słynna caryca pochodziła ze Szczecina). Taki projekt jest niebezpieczny też dla spójności terytorialnej innych państw niż Polska. Immanuel Kant pochodził na przykład z Królewca, dziś zwanego Kaliningradem, a znane narciarzom czeskie Jeseniki to użyty jako pretekst do rozbicia Czechosłowacji przez Hitlera Sudetenland.
Nie sposób oderwać się od myśli, że całość ma niebagatelny związek z tak zwanym kryzysem ekonomicznym. Ba, bez niego ryzyko zmian byłoby niezwykle małe. Jakie są źródła tego kryzysu? Wyróżnijmy kilka:
1) Transfer produkcji z Europy na inne kontynenty i przestawienie gospodarki europejskiej na usługi. Twórcy tej idei zapomnieli, że bez produkcji rentowność usług nie istnieje.
2) Rozwój fiskalizmu i roli administracji. Każdy system subwencji wzmacnia aparat administracyjny i powoduje jego pęcznienie. Docelowo to zabija konkurencyjność i wzmaga odsetek bezrobocia, i tak już znaczny wskutek punktu 1.
3) Zmiana statusu Unii Europejskiej z idei wspólnoty wszystkich państw na ideę narzucania woli słabszym przez kilku silniejszych, lub w opinii niektórych, raptem przez jednego mocarza (Niemcy). To rodzi nierówności w poziomie życia i frustrację słabszych. Sztandarowym przykładem jest kierunek rozwoju idei wspólnej waluty euro. Dziś nikt już nie udaje, że Unia jest solidarna. Każdy wie, że służy ona do realizacji woli silniejszych, coś w stylu "Ja płacę, ja wymagam".
Jeśli Europa zmieni swoje podejście i odejdzie od punktów wyżej przedstawionych, wówczas przyszłe pożary da się zgasić w zarodku, jeśli jednak kierunki myślenia pozostaną takie, jak teraz, będzie można śmiało stwierdzić, że "Unia Europejska dziś istnieje tylko teoretycznie". Gdy poszczególne narody się w tym zorientują, nic już nie powstrzyma lawiny zmian. Miejmy nadzieję, że przebiegną one pokojowo.
Maciej Skudlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz