piątek, 3 października 2014

Wzrost rynku nieruchomości i rozwój kredytów subprime mortgages

Post opracowany na podstawie nagrodzonej pracy w II Edycji Konkursu Polrisk na najlepszą pracę dyplomową z zakresu zarządzania ryzykiem w organizacji.
Magdalena Kowalcze za pracę pt: NIEWŁAŚCIWE ZARZĄDZANIE RYZYKIEM PRZYCZYNĄ KRYZYSU FINANSOWEGO NA PRZYKŁADZIE LEHMAN BROTHERS


Zjawiskiem, które bezsprzecznie dało początek powstaniu kryzysu finansowego był ciągły i dynamiczny wzrost na amerykańskim rynku nieruchomości. Od lat 90-tych XX w. miał miejsce nieustanny wzrost sprzedaży nieruchomości, a w 2005 r. sprzedaż domów została podwojona w stosunku do roku 1990[1].
Przyczyny takiego stanu rzeczy zostały już częściowo przedstawione we wcześniejszym poście. Niskie oprocentowanie i łatwa dostępność kredytu doprowadziły do znaczącego wzrostu popytu na nieruchomości, a co za tym idzie, również do wzrostu cen.
Wzrost popytu na nieruchomości automatycznie spowodował również rozwój wszystkich branż powiązanych z rynkiem nieruchomości. Jak można się domyślić nastąpił rozkwit branży budowlanej, a rosnące ceny domów i mieszkań przynosiły powiązanym z branżą przedsiębiorstwom rekordowe zyski. To z kolei przyciągnęło na rynek nowe firmy, również chcące skorzystać z okazji do zarobienia na rosnącym rynku[2].
Liczba pośredników działających na amerykańskim rynku hipotecznym wzrosła z około 7 tysięcy w 1987 r. do około 56 tysięcy w 2006 r. Przełożyło się to oczywiście na liczbę udzielanych przez nich pożyczek. W 1987 r. jedynie co piąta pożyczka udzielana była przez pośrednika, który nie zajmował się później obsługą powstałego zadłużenia. Już dziesięć lat później liczba ta wzrosła ponad trzykrotnie[3].
Przedstawione już wcześniej działania GSE, doprowadziły do powstania rynku subprime mortgages, czyli kredytów hipotecznych o niskich standardach. Rzesza nowych kredytobiorców przystąpiła do uczestnictwa w rynku nieruchomości, dodatkowo przyczyniając się do wzrostu cen[4].
Wzrost gospodarczy i optymistyczne przewidywania co do przyszłości przekładały się na nastroje społeczeństwa amerykańskiego, które sukcesywnie zwiększało swój popyt na nieruchomości, przyczyniając się do dalszego wzrostu cen.
Z kolei obawa przed dalszym wzrostem cen skłaniała do przyspieszenia decyzji o zakupie nieruchomości. Nabywcy swoich pierwszych domów i mieszkań chcieli w ten sposób uniknąć płacenia coraz wyższej ceny za nieruchomości, natomiast część nabywców traktowała zakup kolejnych nieruchomości jako inwestycję. Wszystko to zwiększało dynamikę rynku i w rezultacie doprowadziło do powstania bańki spekulacyjnej. Zarówno na rynku, jak i w ogólnej świadomości społeczeństwa panowało przekonanie, iż cena nieruchomości nie może się obniżyć[5].
Kredytodawcami na rynku subprime mortgages były zarówno banki, jak i w dużej części nowopowstałe instytucje finansowe, które nie podlegały nadzorowi banku centralnego. Jak można się domyślić, przyznawanie kredytów przez pośredników nie wpływało pozytywnie na wysoki poziom standardów oceny zdolności kredytowej klientów. Pracownicy tych instytucji działający na zasadzie wynagrodzeń prowizyjnych przykładali większą wagę do ilości pozyskanych klientów, niż do ich wiarygodności kredytowej[6].
Prowizyjny system wynagrodzeń pośredników prowadził do powstania nadużyć. Dochód pośrednika uzależniony był od ilości podpisanych umów kredytowych, nie od ich jakości. W związku z tym nie obchodziła go obiektywna ocena zdolności kredytowej klienta. Po zawarciu umowy kredytowej nie miał już żadnych kontaktów z kredytobiorcą i nie ponosił konsekwencji finansowych braku spłaty zobowiązań przez dłużnika[7].
Kredyty hipoteczne o niskich standardach udzielane były praktycznie wszystkim chętnym, nawet tym pozbawionym zdolności kredytowej, stąd ich popularna nazwa, NINJA – No Income, No Job, No Assets[8].
Jeśli zastanowienie budzi fakt, dlaczego banki i instytucje nie miały oporów przed udzielaniem kredytów tak niepewnym kredytobiorcom, wyjaśnienie stanowi proces sekurytyzacji oraz innowacyjne instrumenty finansowe, głównie CDO, które zostaną opisane w dalszej części tego rozdziału. Oprócz tego uważano, iż rosnące ceny nieruchomości w dostatecznym stopniu zabezpieczają kredyty.
W najgorętszym okresie prosperity na rynku nieruchomości, pośrednicy udzielali kredytów dosłownie każdemu. Właścicielami domów zostawali bezrobotni, bezdomni, a umowy podpisywano nawet z analfabetami, którzy nie mieli możliwości nawet przeczytać warunków umowy, a co dopiero je zrozumieć. Tymczasem zawierane umowy, chociaż w początkowym okresie oferowały bardzo korzystne, niskie oprocentowanie, w późniejszym okresie spłaty drastycznie zmieniały zasady oprocentowania produktów[9].
Do połowy 2007 r. udział kredytów subprime oscylował na poziomie 13,5%, czyli dwa razy więcej niż w 2005 r. Dla ogromnej rzeszy kredytobiorców, okres zmian oprocentowania kredytów nastał prawie równocześnie ze wzrostem stóp procentowych. Dla bardzo wielu z nich koszty spłaty kredytów wielokrotnie przerosły możliwości dochodowe, przez co zaprzestali spłaty kredytów hipotecznych. W 2007 r. liczba gospodarstw domowych, które przestały spłacać kredyt wyniosła ok. 1,3 miliona. Popyt na rynku nieruchomości zaczął gwałtownie spadać, natomiast podaż znacząco wzrosła, prowadząc automatycznie do spadku cen. Banki w dużym stopniu zaczęły się zmagać z problemem nieściągalnych kredytów[10]. W dalszej części rozdziału więcej uwagi zostanie poświęcone sytuacji banków wobec braku spłat kredytów.

[1] W. Nawrot, Globalny kryzys finansowy XXI wieku. Przyczyny, przebieg, skutki, prognozy, CeDeWu, Warszawa 2009, s. 49.
[2]Ibid., s. 42.
[3] M. Thlon, Proces sekurytyzacji aktywów…, op. cit., s. 4.
[4] W. Nawrot, Globalny kryzys finansowy XXI wieku …, op. cit., s. 44.
[5] L. G. McDonald, P. Robinson, A colossal failure …, op. cit., s. 122.
[6] A. Matysek-Jędrych (red.), Instytucje i rynki wobec kryzysu…, op. cit., s. 81.
[7] Ibid., s. 4-5.
[8] L. G. McDonald, P. Robinson, A colossal failure…, op. cit., s. 121.
[9] L. G. McDonald, P. Robinson, A colossal failure of common sense…, op. cit., 122-125.
[10] M. Monkiewicz, Globalny kryzys finansowy…, op. cit., s. 122-123.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz