Telegazeta TVP1 daje następujący tytuł jednej ze swoich wiadomości: W Grecji będzie referendum ws. długu?
Bardzo ciekawa to idea. Wyobraźmy sobie, że pożyczam sąsiadowi 200 zł na życie. Po jakimś czasie artykułuję swoje roszczenia w zakresie praw do ich zwrotu, tymczasem sąsiad mi mówi, że on urządzi w swoim mieszkaniu naradę z udziałem żony i dwójki dzieci, czy należy mi te pieniądze oddać, czy nie.
Wyobraźmy sobie też, że to ja chcę jechać na wymarzone wczasy, ale nie dysponuję wystarczającą ilością pieniędzy. Udaję się więc do banku. Tam mi pożyczają - dajmy na to - dziesięć tysięcy. Teraz to hulaj dusza. Co tam Mazury. Mogę jechać z rodziną nawet na Teneryfę. Po jakimś czasie wczasy się skończyły, a pamięć o nich pozostaje. Na jak długo? Na tak długo, ile wynosi okres kredytowania. Ale po roku ktoś mi podsuwa pod głosowanie następującą kwestię:
- Panie Skudlik? Chce pan spłacać dalej ten kredyt, czy nie?
Odpowiedź jest jasna!
Cały problem z Grecją (i nie tylko) i z greckim referendum polega na tym, że to wszystko nie jest takie proste.
Zacznijmy od zasady funkcjonowania jednostek zasadniczo pożyczających pieniądze, czyli rozmaitych banków. One to gromadzą środki obywateli i przedsiębiorstw (lokaty) i następnie pożyczają je (kredyty) innym obywatelom i przedsiębiorstwom. Tyle teoria. W praktyce już lata temu banki odeszły od fizycznej wartości pieniądza (parytet złota). Banknot jest tylko papierem wartościowym, a nie ma w sobie naturalnej wartości (tworzywo). Ponadto dziś mamy do czynienia nawet nie z banknotem, tylko zapisem elektronicznym. Lokata pani Kowalskiej warta pięć tysięcy złotych nie jest fizycznie zdeponowana w banku, a zapis na wydruku z bankomatu potwierdza tylko i aż zobowiązanie banku wobec klienta. Oczywiście jeśli jutro pani Kowalska pójdzie do ściany, to ta jej wypłaci te środki, ale jeśli wszystkie panie i wszyscy panowie w Polsce ruszyliby jutro do bankomatów, to te ... zgłosiłyby awarię. Istotę bankowości w dzisiejszych czasach można więc przedstawić następująco:
BANKI POŻYCZAJĄ ŚRODKI, KTÓRYCH NIE MAJĄ
LUDZIOM, WŚRÓD KTÓRYCH ZNAJDUJĄ SIĘ TEŻ TACY, CO RACZEJ NA PEWNO BĘDĄ MIELI PROBLEM Z ODDANIEM.
Mamy więc do czynienia z modelem, w którym ryzyko nietrafionych pożyczek ponoszą nie tylko instytucje finansowe, ale także (a może nawet przede wszystkim) depozytariusze środków tychże instytucji.
Ale to nie koniec problemu. Zapis elektroniczny w połączeniu z łatwym dodrukiem pozwolił odejść gospodarkom od sytuacji równowagi między wartością zdeponowanych lokat i wartością udzielonych kredytów. Trzeba przyznać, że taki dodruk znakomicie redukuje ryzyko wybuchów społecznych. Dodruk powoduje, że dane państwo ma z czego spłacać emerytury oraz ma z czego utrzymywać przerośniętą administrację. Jego brak spowodowałby komplikacje. Stworzenie strefy euro jednak zablokowało ten mechanizm, ale tak nie do końca. Po prostu rolę drukarki przejęły od banków centralnych danych państw instytucje finansowe. Stąd między innymi zadłużenie Grecji. Niedogodności takiego wspólnego rynku towarów i usług oraz rynku pieniężnego wyrównać słabszym organizmom miały fundusze europejskie. Ich istotę można przedstawić tak:
UNIA DAJĘ NIEISTNIEJĄCE FIZYCZNIE ŚRODKI
NA CELE BEZ WIĘKSZEGO SENSU EKONOMICZNEGO.
Stąd zawsze są środki na powstrzymanie się od zbierania oliwek, na zezłomowanie kutrów rybackich, na zamknięcie szkodliwych dla środowiska zakładów przemysłowych, a nie ma ich na inicjatywy naprawdę zwiększające konkurencyjność gospodarki. To taka opłata odszkodowawcza za utrzymywanie status quo. W ten sposób bez względu na to, czy Grecy są leniwi, czy nie, i bez względu na to, czy przeprowadzają reformy, czy nie, ich zadłużenie cały czas rośnie i będzie rosło. Ten węzeł jest nierozwiązywalny bez odejścia od wyżej wspomnianej polityki. A referendum wcale nie staje się takie absurdalne, bo dotyczy głosowania w sprawie spłaty środków pieniężnych, których FIZYCZNIE NIE MA.
Czy się komuś podoba, czy nie, ten dług i tak istnieje tylko teoretycznie. Dalsze dosypywanie środków, których nie ma (bo nie mają pokrycia w wartości lokat) jest tylko i wyłącznie kupowaniem czasu. Ale wydaje się, że świat finansowy jest gotów dalej płacić nieistniejącymi środkami za ten czas, bo skasowanie greckich długów dałoby innym zadłużonym krajom, przedsiębiorstwom i ludziom do myślenia:
- To tak można? To my też spróbujemy!
A konsekwencje takiego scenariusza są naprawdę trudne do przewidzenia.
Maciej Skudlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz