piątek, 3 lipca 2015
O bolączkach polskiego biznesu
Z zainteresowaniem przeczytałem jakiś czas temu w sieci wywiad z jednym z polskich biznesmenów. Szczególnie mą uwagę zwróciły cztery poruszane w wywiadzie kwestie, które pozwolę siebie nieco rozszerzyć we własnym opisie:
1) Politycy zajmują się walką o tak zwane "liczne" elektoraty. Co chwila mówi się o doli jakiejś grupy zawodowej: górników, pielęgniarek oraz nawet samych polityków (postulat zaprzestania finansowania partii z budżetu). Mówi się też dużo o kondycji branży bankowej i o kredytach denominowanych we franku szwajcarskim. Przy okazji kompletnie zapomina się o doli biznesu i o klimacie do robienia interesów. A można go stworzyć tylko przez niskie podatki (czytaj o krzywej Laffera!) i parapodatki. Szczególnie uciążliwym dla small-biznesu i wyjątkowym w skali świata parapodatkiem jest składka ZUS dla przedsiębiorców dochodząca dziś do ok. 1100 zł miesięcznie za każdego z nich (w przypadku spółki cywilnej czerech osób, składkę trzeba odprowadzić za każdego z osobna). Nie pomaga też niespójność i dowolna (najczęściej na niekorzyść petenta) interpretacja przepisów przez rozmaite służby. Jak traktuje się w Polsce biznes pokazał w sposób bardzo brutalny oparty na faktach film "Układ zamknięty".
2) Istnieje w Polsce potrzeba odbudowy przemysłu. Przemysł (zwłaszcza ciężki) i produkcja to jest to, co daje najwięcej miejsc pracy. Rozumiała to I Rzeczpospolita (Gdynia, COP, itp.), rozumiała to nawet Rzeczpospolita Ludowa (Nowa Huta, Jastrzębie, itp.), nie rozumie kompletnie III Rzeczpospolita. Postawienie na usługi nie przyniosło spodziewanych efektów. No i mamy efekt w postaci emigracji młodych ludzi.
3) Znamienny jest fragment wywiadu: "...urzędnicy robią wszystko, żeby nie musieć podejmować decyzji. Tylko wtedy, gdy o niczym nie decydują, nie muszą się potem tłumaczyć przed przełożonymi...". Ja widzę ten problem nieco inaczej, niż bohater wywiadu. Opisane kwestie wynikają z istnienia typów charakterologicznych (psychologicznych) ludzi. Bohater wywiadu lubi wyzwania i nie boi się podejmować ryzykownych decyzji i dlatego został biznesmenem. Przykładowa pani Zofia z Łodzi nie lubi ryzyka, ceni sobie swoją stałą pensję i dlatego została referentem od czegoś tam. Oboje są teraz świetni w swoich rolach i wykonywaniu swojej pracy. Obie te role są potrzebne społecznie. Gdyby się jednak zamienili rolami, prawdopodobnie żadne z nich nie podałoby nowemu zadaniu. Urzędniczka w tydzień roztrwoniłaby powierzony jej milion złotych na inwestycje w derywaty giełdowe, a biznesmen za nic nie potrafiłby ani znaleźć w stercie dokumentów, ani prawidłowo wypełnić formularza urzędowego ZX1-0004-VPR75/Przetarg/Remont kanalizacji/07/2015. To normalne i ludzkie. Sam miałem okazję niemal dwa lata pracować w modelowej firmie państwowej i tam też można było zaobserwować niechęć kierownictwa do samodzielnego podejmowania istotnych decyzji. Nie należy oczekiwać od urzędników, że będą sami chętnie podpisywali się pod ryzykownymi decyzjami. Ucieczka od tego jest naturalna. Co więc należy zrobić? Należy stworzyć taki system, w którym obywatele sami podejmują decyzje, a urzędnik wkracza tylko wówczas, jeśli one zaburzają ład i porządek w sposób istotny. Cejrowski pisał o tym, jak instalowano mu wiatrak (potężne urządzenie montowane na stałe do ziemi, nie jakiś tam wiatraczek) na farmie w Arizonie. Wyglądało to mniej więcej (nie pamiętam dokładnie i nie chce mi się szukać oryginalnej wypowiedzi) tak, że było zamówienie, przyjazd firmy i następujący dialog:
- To gdzie Pan chce ten wiatrak?
- To może tam!
- Dobra, w ciągu dnia to postawimy!
Przeciwieństwem tego systemu jest taki, w którym urzędnik dla dobra obywatela sprawdza, czy i gdzie wiatrak można postawić:
- To przyniesie pan projekt zatwierdzony przez licencjonowane biuro, zgody na przyłącza, raport z badania oddziaływania na środowisko, w tym wpływu na trasy przelotu ptaków, raport z badania gleby pod planowanym miejscem umieszczenia urządzenia, oświadczenia wszystkich sąsiadów w promieniu kilometra, że zgadzają się na instalację, zgodę naczelnego biura lotnictwa oraz zgodę małżonki. A my w czasie dwóch lat zdecydujemy, czy wydamy pozwolenie, czy nie.
To system należy zmienić, a nie zachowania ludzi. Ludzie zwykle zachowują się rozsądnie ze swojego punktu widzenia i trudno oczekiwać, aby to się zmieniło. Pozwolę sobie zauważyć, że z roku na rok mamy coraz trudniejsze testy i wymagania praktyczne na egzaminach na prawo jazdy. Czy dzięki temu na drogach jest idylla i jeżdżą grzeczni, wyedukowani i bezbłędni w swoich decyzjach kierowcy?
4) Kwestia wzajemnych relacji w biznesie, braku zaufania i ucieczki w skomplikowane prawne zabezpieczenia jest widoczna nawet poza relacją firma-firma. My po transformacji zrozumieliśmy kapitalizm, jako prawo do wykiwania drugiej strony transakcji, jeśli ta się odpowiednio nie zabezpieczy przed takim ryzykiem.
Załóżmy, że w danym dziale w jakiejś firmie pracują cztery osoby. To one muszą między sobą zbudować takie relacje, aby praca sprawiała im przyjemność. Zasada wiecznej rywalizacji i pogryzania jednego przez drugiego niby działa motywacyjnie, ale tak naprawdę jest szkodliwa dla każdej ze stron. W tym przypadku istotna jest rola przełożonego tej czwórki. On może wprowadzić taki system współpracy, aby zakończyć wzajemne niesnaski.
Takim przełożonym w relacjach firma-firma jest państwo. To państwo winno dać dobry przykład i wdrożyć taki system prawny, który piętnuje zachowania nieetyczne i niezgodne z regułami. Ale nic nie zastąpi wzajemnego niepisanego kodeksu postępowania biznesowego. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz! Przypominam, że polskie prawo akceptuje różne formy zawierania umów (składanie i przyjmowania oświadczeń woli), także te ustne potwierdzane wzajemnym podaniem sobie dłoni.
Maciej Skudlik
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz