Wychodząc z tunelu,
Ania, bała się. Za chwilę miała zmierzyć się z najpotężniejszym wrogiem
zjednoczonego świata. Denerwuję się?
Wcale. Tylko roznosi mnie od środka. Od tego starcia zależy los zjednoczonego
świata. Guinqia, ryzyko, moje wielkie przeznaczenie, oby to zaklęcie mi pomogło
i oby w ogóle zadziałało. Ok., weź się w garść, wejście do lochów. Oddech… Teraz, albo nigdy. Dawaj! Wystrzeliła
pocisk ogłuszający, trafiający strażnika przy wejściu. Gdy padł na ziemię
podbiegła do niego, wyciągnęła sztylet, który dała jej Weria i dokończyła
sprawę. Nie lubiła zabijać, nie znosiła wręcz, ale w niektórych sytuacjach,
było to konieczne. Weszła do środka. Powoli i najciszej jak tylko mogła
przemierzała lochy. Zauważyła strażnika. Postąpiła tak jak z poprzednim.
Zabrała mu klucze. Zauważyła jednak, że coś pobłyskuje mu na szyi. Energia magiczna. Każda się przyda.
Zerwała kryształ z jego szyi i mocno rozgniotła w dłoni. Poczuła jak napływa do
niej energia. Było jej na tyle dużo, że wypełniła jej braki. Nawet trochę
zostało. Musiała więc szybko wykorzystać tę resztkę. Podbiegła do jednych krat,
drugich, trzecich. W celi byli jej przyjaciele. Cieszyła się, że żyją, mimo że
byli zahibernowani. Zebrała tę dodatkową resztkę magii, wyważyła kraty i
podeszła do przyjaciół. Skupiła wolę, wypowiedziała zaklęcie, błysnęła oczami i
wykorzystała bonusową energię. Trójka magów ocknęła się, jakby ze snu. Wszyscy
padli sobie w ramiona.
- Też się cieszę, że
Was widzę, ale wiecie… mamy robotę.
Wytłumaczyła im plan. Po cichu wyszli z lochów i skierowali się schodami na górę. Czyli jest w sali koronacyjnej. Łatwo znaleźć, gorzej z ukryciem się. Wyjrzała zza zakrętu. Dwóch strażników stało i gaworzyło sobie o nie wiadomo czym. Z drzwi wyszedł trzeci. Spojrzeli po sobie i roześmiali się. Dała znak Lencli i Kasprosowi. Ci już wiedzieli, co mają robić. Uderzyli cicho zaklęciem ogłuszającym, utrzymując strażników w powietrzu, by nie robić hałasu. Podbiegi do nich i „ dokończyli robotę”. Została tylko ona, sama, ale potężna. Ania i Hermin podeszli do przyjaciół. Hermin chwycił Anię za rękę.
-Słuchaj,
masz wygrać z tą zołzą i
wrócić.-Przesłał jej mentalną wiadomość-
Za długo już czekałem, a ty obiecałaś, że kiedy to się skończy…
-
Pamiętam. Wrócę, Nie bój się i proszę, zostań tutaj i nie mieszaj się w to, nie
chcę ,żebyś zginął. Obiecujesz?
-Obiecuję.
- Obiecajcie, że nie
wejdziecie tam i nie będziecie się mieszać.- zwróciła się do pozostałej dwójki
- Ale…- Anka
powstrzymała ich spojrzeniem.- Eh… Obiecujemy.
Dziewczyna odetchnęła
głęboko. To musi się w reszcie skończyć.
Dała znak Herminowi. Ten otwarł drzwi. Dziewczyna weszła do środka.
- Avalia, znów się
spotykamy.- Na nastoletniej twarzy Merkii nie dało się zobaczyć emocji.
Ania, lub raczej
Avalia, siłą woli zamknęła drzwi. Była zdeterminowana i… gotowa, na wszystko co
się stanie. Obie były gotowe. Nagle zobaczyła w swych myślach siebie. Merkia
wysyłała obraz mentalny, wszyscy z potencjałem magicznym, nawet uśpionym,
którzy znajdowali się w Gronc, widzieli to. Wszyscy w tunelach także. Super, po prosu super.
To była chwila. Avalia wzniosła tarczę i w momencie powietrze błysnęło od magicznych pocisków. Oczy Merkii praktycznie nie przestawały świecić. Avalia nie atakowała, tylko utrzymywała tarczę, za to jej przeciwniczka jednocześnie atakowała i utrzymywała tarczę. Moc jej się szybciej wyczerpie. Ale czy jej wystarczy mocy, by się obronić, a potem jeszcze wykończyć rywalkę? Merkia miała duży zasób mocy, dodatkowo miała na szyi powieszony kryształ, więc jakby się wyczerpała, może z niego skorzystać. Muszę zniszczyć kryształ. Atak nie słabnął. Avalia zauważyła jednak, że Merkia zmniejszyła obszar tarczy. Osłaniała tylko przód. Stworzyła jakby mur, lecz dało się go obejść i… i zniszczyć kryształ. Avalia skupiła wolę i wysłała mały pocisk ogniowy. Wysiliła wolę i pokierowała nim tak, że… zniszczył kryształ magazynujący. Merkia z szoku przestała atakować. Avalia wykorzystała ten moment i wysłała pocisk ogłuszający. Zdążył dosięgnąć Merkii zanim uniosła tarczę. Padła na ziemię. Avalia podbiegła do niej, wyciągnęła sztylet i… Znamię na jej ręce zaczęło okropnie piec. Merkia pokonała ogłuszenie. Miała mało mocy, ale dała radę posłać kilka uderzeń. Avalię przygwoździło do ściany. Dostała jeszcze kilka mocnych uderzeń- trzy mocy i dwa ogniowe. Nie wytrzymała. Zaczęła atakować. Posyłała jedno uderzenie za drugim. Ogniowe, mocy, ogłuszające, świetlne... Powietrze błyszczało, a czy Avalii tliły się na fioletowo. Można by powiedzieć, że… dosłownie świeciły. Złość się w niej kumulowała. Za śmierć zwykłych ludzi, za twoich sługusów, którzy przyszli po mnie i moich przyjaciół, za śmierć śmiertelników, magów, za zniszczenia, za tortury, za brak poczucia bezpieczeństwa, za… RYZYKO! Zebrała w sobie resztę mocy i uderzyła. Powietrze błysnęło niesamowicie jasnym światłem. Wysłała pocisk. Nie potrafiła powiedzieć jaki. Nie umiała powiedzieć co zrobiła, ale… zadziałało. Merkia uderzyła w ścianę, tak mocno, że zostawiła wgniecenie. Leżała na ziemi. Po chwili poruszyła się, tak, jakby chciała się podnieść. Avalia podbiegła do niej, błyskawicznie wyciągnęła sztylet i wepchnęła go jej prosto w serce. Merkia zdrętwiała, wyprostowała się i… rozluźniła. Avalia sprawdziła jej tętno. Udało się. Nareszcie. Nie żyje. Ja… zabiłam ją. Ludzie są bezpieczni, moja klasa jest bezpieczna, Hermin jest bezpieczny. Ogarnęła ją radość, ale chwilę potem przyszło ogromne zmęczenie. Podczas walki, przy siłach utrzymywała ją złość i chęć zemsty, teraz, gdy walka się skończyła, poczuła, że wykorzystała całą moc i jest kompletnie wyczerpana. Opadła na ziemię, podparta o ścianę. Jednak po tym wszystkim czuła, że jest z siebie dumna.
Minęły
już dwa tygodnie, od walki. Magowie dość szybko uporali się ze zniszczeniami.
Teraz siedzieli przy okrągłym stole, jak za czasów która Artura.
- I jak to będzie dalej
wyglądało, ta nasza nauka magii?- Szymek był wyraźnie podekscytowany tą
perspektywą.
- Spokojnie, zajmiemy
się waszą nauką.
- A czy… czy Ania,
znaczy, Avalia będzie nas też uczyć?
- Lizo, jeśli się
wzajemnie nie pozabijamy, to z wielką chęcią.- Avalia była szczęśliwa, bardzo
szczęśliwa. Miała obok siebie ukochanego Hermina, miała przyjaciół, ze szkoły w
ludzkim świecie i magów z tego świata, jako Biała Mistrzyni władała Gronc,
zjednoczonym królestwie magów i śmiertelników. A ryzyko, które było wypisane w
jej życiu, dosłownie i w przenośni, w końcu przestało mieć znaczenie. Giunqia
się skończyła.
Mam pytanie do autorki o źródło pochodzenia tytułu: czy to tylko jakiś własny pomysł na język, czy słowo coś oznacza w jakimś narzeczu?
OdpowiedzUsuńWidać fascynację chyba Harrym Potterem lub podobnymi opowieściami. Język opowieści jest specyficzny, ale to chyba dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo opisuje klimat czasów szkolnych. I narusza absolutną męskość tego blogu. Z tego, co widać, piszą panowie o wysokim mniemaniu o sobie. Czytają też pewnie głównie panowie. Chyba w większości energetycy.
Trzeba mieć w dzisiejszych czasach dużo chęci i woli do publicznego promowania własnych tekstów, bo internet potrafi być okrutny. A Pani autorce: odwagi!
Podoba się mi...
OdpowiedzUsuń