Współautor redakcyjny wypuścił cykl artykułów o roli Compliance Officera (po angielsku z dużej litery, oni tak mają). Taki specjalista ds. zgodności (przypominam przy okazji, że w języku polskim nazwy stanowisk powinno się pisać raczej z małych liter) to taki gość (lub gościówa), który między innymi sprawdza, czy w przedsiębiorstwie przestrzega się prawa. On (lub ona) wprowadza procedury chroniące przed skutkami ewentualnych rozbieżności w tej materii.
No tak, tylko ja, jako niepełnoprawny (bo tylko po podyplomówce) absolwent studiów na prawie (i administracji), z pełną świadomością pytam, co to oznacza? Należy przestrzegać wszystkich przepisów? Osobiście mam prawie pewność, że gdyby pracownicy jakiejkolwiek firmy zaczęli tak działać, to by ją sparaliżowali. Zresztą nie ma takiej możliwości, żeby oni znali te wszystkie przepisy. Jestem pewien, że takiego, co je zna w komplecie, w tym kraju nie ma. To niemożliwe. To może należy przestrzegać tylko tych najważniejszych? To które są najważniejsze? Kto o tym decyduje? Zarząd? Sam specjalista ds. zgodności? Może winno się wypuścić taką listę, które przepisy są istotne, a które nie? Ale to przecież wprost prowadzi do anarchii.
W Polsce prawo jest tak skomplikowane i nieżyciowe, że szkoda gadać. Stanowiska komputerowe muszą być wyposażone w krzesła pięcioramienne, a już siedmioramienne są zakazane. Salon samochodowy nie może ot tak po prostu sprzedać za gotówkę beemy (tu z małej litery) blondynce całej ubranej u Prady, bo musi najpierw wstrzymać transakcję i powiadomić jakiegoś Generalnego Inspektora Informacji Finansowej (tu z dużej, bo to nazwa instytucji). Robert Lewandowski po awansie do ME napił się na stadionie szampana z butelki i ... powinien odpowiedzieć za złamanie ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Ochroniarz prezydenta Dudy, gdyby zobaczył zamachowca gotowego do strzału do najważniejszej osoby w kraju, musiałby najpierw ostrzec go (to znaczy zamachowca) słownie, potem oddać strzał ostrzegawczy, a potem byłby zobowiązany celować w nogi.
Na szczęście w Polsce w pewnych sytuacjach ... nie przestrzega się prawa. Mecze EURO 2012 odbyły się wbrew prawu. Ustawa nakazywała wówczas pełną identyfikację widzów wraz ze zdjęciem, co było niewykonalne i na co ... nie zgadzała się UEFA. Ponadto nasza ustawa wymagała wówczas zgłoszenia rywali na ... 30 dni przed meczem, co - jak wiadomo - na imprezach z drabinkami ćwierćfinałowymi i półfinałowymi oraz nawet z finałem jest niemożliwe do realizacji. Czasu na zmianę przepisów nie było, więc je po prostu ...olano. Ja sam regularnie łamię prawo na stadionie (?) Ruchu, gdzie nie siedzę
na miejscu, które mi przysługuje. Podobno grozi mi za to tak zwany zakaz stadionowy. Broni mnie to, że moje miejsce jest
zajęte. Broni mnie też to, że - poza trybuną główną - na Hasiok Arenie
nikt nie siedzi na swoim miejscu. Mało kto nawet wie, gdzie
przysługujące mu miejsce się znajduje. Problem też w tym, że na Hasiok
Arenie mało kto w ogóle siedzi, bo wówczas ... widoczność byłaby jeszcze
gorsza. Wbrew prawu powstają w Polsce znane hotele (najgłośniejsza budowa podobno już została zalegalizowana), wyciągi narciarskie i trasy przy nich leżące (słynna sprawa: wytnij las, a potem to załatwimy w papierach). Takich przykładów jest mnóstwo.
W tle mamy jeszcze problem z ... jakością prawa. Ustawy piszą studenci albo lobbyści, a ci, którzy powinni je korygować, zwykle się na tym nie znają. Wypuszczają więc przepisy wzajemnie ze sobą sprzeczne, niedorzeczne życiowo, albo po prostu ... niezgodne z prawem wyższego rzędu. Weszło opublikowało wywiad Olkowskiego z mecenasem Dróżdżem, a tam:
"– Na wierzchu leży chyba najbardziej wyraźny dowód tego, jak słabe mamy prawo. Twoje poprawki do ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, już z 2014 roku, bardzo wyraźne i konkretne.
– To był już akt totalnej desperacji. Zrobiłem im tabelkę, jak studentom, po lewej konkretny przepis, po prawej dlaczego jest niekonstytucyjny. 44 strony, 150 błędów, nieścisłości. Złożyłem to na ręce stałej grupy ekspertów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ale to wszystko nadal jest w tej ustawie. Najgorsze jest to, że ja cały czas wytykałem to wcześniej, mam ze sobą opinie na temat zmian proponowanych przez Ekstraklasę, przez PZPN, to jest połowa 2013 roku. Było mnóstwo czasu, by wprowadzić poprawki, by usunąć to, co jest sformułowane błędnie, tam są nawet błędy gramatyczne. Nie są to też jakieś ogólniki, bo wszystko robiłem dokładnie tak, jak podczas mojej „normalnej” pracy w Kancelarii. W 2014 roku na pracę w radzie poświęciłem zresztą cały swój urlop, bo nikt się nie zgadzał na to, żebym załatwiał te sprawy w ramach stosunku pracy."
Nie zazdroszczę roli temu specjaliście ds. zgodności.
Chce się wyć. Pan Skudlik znów wypowiedział się na temat, o którym nie ma pojęcia. Bo co to znaczy compliance - znaczy ryzyko braku zgodności, znaczy; jak nie będziesz przestrzegać, to zapłacisz, a jak zapłacisz to wszyscy usłyszą, a jak usłyszą, to może nie tylko będziesz biedniejszy, bo zapłacisz, ale będziesz biedniejszy, bo stracisz rynek, a może i pogarujesz troszeczkę - w zależności od kraju bardziej troszeczkę, lub mniej, ale jakaś przerwa w życiorysie może być, czyli polecam poczytać, pomyśleć, poanalizować bolesne przykłady innych - też aby uniknąć u siebie i potem pisać, a nie na odwrót :(!
OdpowiedzUsuń1) Francja wystawiła McDonald’s rachunek do zapłaty. Kwota wynosi 300 milionów euro i dotyczy nieuregulowanego podatku za ostatnie 2 lata. Organ podatkowy uważa, że amerykański gigant branży restauracyjnej zaniżał swoje zyski.
Usuń2) Z amerykańskich dróg może zniknąć 500 000 samochodów Volkswagena wyposażonych w felerne silniki diesela. Niemiecki koncern motoryzacyjny ma uruchomić wraz z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych platformę gwarantującą klientom prawo odsprzedaży aut z oprogramowaniem fałszującym wyniki.
Obie te firmy z całą pewnością miały opracowane procedury zgodności. Lehman Brothers pewnie też. Tak to już w życiu biznesowym jest, że widzi się zwykle niezgodności w umowach na dostawę ołówków, a nie dostrzega się kluczowych problemów.