W piątek 10
listopada 2017 roku o godzinie 15:00 na mocno zamglonym i lekko już ośnieżonym szczycie
Łomnicy przebywało w celu turystycznym dwadzieścia sześć osób. Po dwudziestu
minutach skromna grupa 6 osób ruszyła małym wagonikiem kolejki linowej w dół.
Ten kursował właśnie co dwadzieścia minut i zabierał maksymalnie 15 osób, w tym
obsługującego. Czekała ich podróż przypominająca lot samolotem, kolejką bez
żadnych podpór, po której znajdą kilometr niżej. Stamtąd zjadą już bardziej
standardowymi i mniej spektakularnymi urządzeniami w dół. Po kolejnych
dwudziestu minutach kolejnych sześć osób wyruszyła w dół. O godzinie 16:00 na
peronie miało zameldować się ostatnich tego dnia czternastu turystów, w
komplecie uczestników szkolenia w pobliskim hotelu i w komplecie
przedstawicieli kadry kierowniczej firmy budowlanej z południa Polski. Ale
jeden człowiek nie zameldował się na zbiórce.
* * *
Inżyniera
Chojnackiego znaleziono trzysta metrów niżej dopiero nad ranem. Latem przedłużono
tarasowe chodniki na otoczonym z każdej strony przepaściami szczycie o
kilkadziesiąt metrów. Nowe przejście było bardzo wąskie i kończyło się między
skałami. Nie było objęte monitoringiem, ponadto tego dnia nawet gdyby było
inaczej, mgła skutecznie uniemożliwiała dostrzeżenie tego, co na końcu chodnika
się działo. Ale mgła i w ogóle kiepska aura spowodowała, że odwiedzający
wychylali się z budynku górnej stacji kolei linowej, gdzie zresztą znajdowała
się bardzo przydatna kawiarnia, co najwyżej na chwilę. Wyglądało na to, że
inżynier Chojnacki wyłamał się jednak z bojaźliwej grupy i postanowił zwiedzić
wszelkie dostępne dla turystów zakamarki szczytu. Wyglądało też na to, że po
prostu w którymś momencie na samym końcu chodnika stracił równowagę, przeleciał
przez niezbyt solidne barierki i runął w przepaść.
* * *
Słowacka
policja uznała całe wydarzenie za nieszczęśliwy wypadek. Na prośbę komisarza
Kowola przekazała też materiały ze śledztwa, czyli głównie z autopsji oraz –
mimo nieskrywanego zdumienia – zapisy z monitoringu dotyczące ostatnich trzech
grup turystycznych z danego dnia. W wyniku autopsji stwierdzono liczne
złamania, w tym pęknięcie czaski oraz przerwanie kręgu szyjnego. Wszystko to
mogło nastąpić w efekcie upadku z dużej wysokości.
* * *
Odbywający
się latem grill u inżyniera Tomaszewskiego zgromadził cztery osoby. Małe córki
inżyniera poszły już spać, a przy grillu biesiadowali Tomaszewski ze swoją
małżonką jako gospodarze oraz Kowol ze swoją małżonką jako goście. Po
skonsumowaniu karczków oraz otwarciu piw ten zespół rozpadł się na dwie grupy:
damską i męską. Damska udała się do kuchni a męska na zwiedzanie ogrodu. Dało
to pretekst komisarzowi do rozpoczęcia dawno oczekiwanej dyskusji.
- Wiesz
Krzysiek, jesteś moim przyjacielem, znamy się od bardzo wielu lat, ale muszę
cię o coś zapytać.
- Wal
śmiało, stary!
- Wiesz, ten
wypadek pół roku temu, na tym waszym wyjeździe integracyjnym, nie daje mi spać.
- Jasiu, to
nie był wyjazd integracyjny, tylko szkolenie.
- No tak,
szkolenie, z basenami i wyjazdem na Łomnicę.
- Tak się
teraz robi.
- Wiem,
wiem, ale posłuchaj. Dziewczyny nas nie słyszą. Ten, jak mu tam, Chojnacki,
wiesz, chodzą plotki, że on miał z tobą bardzo na pieńku.
- No i co z
tego, myślisz, że … zrzuciłem go ze skały? Naprawdę tak myślisz?
- Szczerze
mówiąc przyszło mi to do głowy, ale zadałem kilka pytań Słowakom, ponadto wasze
telefony pozostawiły po sobie ślad. A mieliście je włączone wszyscy, w
przeciwieństwie do pozostałych grup. I nikt z was, łącznie z tobą, nie poszedł
na ten spacer z tym Chojnackim. Ponadto ludzie z firmy potwierdzają te fakty.
Ale, Krzysiek, dlaczego? Dlaczego cała firma uważa, że ty nie znosiłeś tego
faceta. Powiedz mi, póki sam do tego nie dojdę – powiedział Kowol, który nie
przyznał się przyjacielowi, że prawdopodobnie zna już odpowiedź.
- Ale
Krzysztof, przecież ona cię kocha.
- Tak, ale
to dla mnie było za trudne. Teraz już jest nieco lepiej, ale sam nie wiem.
- A co w
czasie tego wypadku robiła twoja żona.
- Chora
była, jakiś silny atak grypy. Nie poszła do pracy nawet i leżała w łóżku.
- Tak wiem,
jej telefon też logował się z domu. A dzwoniłeś do niej?
- Nieee…
wiesz… my wówczas, jeśli nie było absolutnej potrzeby, praktycznie nie
rozmawialiśmy.
- Rozumiem.
Może to faktycznie był tylko nieszczęśliwy wypadek.
- Jasiu, ja
go nie zrzuciłem z tej skały, choć takie myśli nachodziły mnie wcześniej. Ale,
w końcu, nie można tak.
- Okej,
dziewczyny wracają, pogadajmy o futbolu.
* * *
- Cześć!
- Cześć,
czemu chciałeś ze mną gadać? Wiesz, za dwa miesiące robimy tradycyjnego
letniego grilla, jak w zeszłym roku i jak dwa lata temu. Pasuje wam?
- Raczej
tak, ale wiesz, chciałem z tobą, Zosia, pogadać nieoficjalnie. Dlatego
zaproponowałem, że przyjadę do twojej restauracji.
- Tak, te
godziny pracy, to z powodu naszych bliźniaczek. Za rok pójdą do zerówki, będzie
może łatwiej. Ale tak to Krzysztof pracuje rano, a ja umówiłam się ze
wspólniczką, że będę przychodzić na drugą zmianę. Rano ja jestem z dziećmi,
potem Krzysiek.
- Dlatego
przyjechałem tu i teraz. To bardzo ważna rozmowa.
- A co
chciałbyś ode mnie wiedzieć.
- To trudne,
ale muszę zapytać o jedną rzecz.
- Jaką? Mów.
- Dlaczego i
jak zamordowałaś inżyniera Chojnackiego?
Nastała
cisza.
- A na
jakiej podstawie tak twierdzisz?
- Śledztwo
oficjalnie zostało zamknięte, ale mnie ta sprawa nie dawała spać po nocach. Coś
mi tu nie grało. Wiesz, przyznam to nieskromnie, jestem chyba dobrym
policjantem. Oglądałem wielokrotnie monitoring z twarzami ładujących się do
wagoników przed wjazdem na górę wszystkich trzech ostatnich grup. Bo tylko
uczestnicy tych grup byli podejrzani. Odbyłem rozmowy z uczestnikami tej
wyprawy z Krzyśka firmy. Niejaki Jacek twierdził, że ten Chojnacki chyba
zobaczył jakąś byłą koleżankę w grupie, która ładowała się do wagonika, którym
oni wjechali. Ale wymienione imię nie miało nic wspólnego z twoim. Ale coś mnie
tknęło. Wiesz, tam wjeżdżają kolejne grupy co dwadzieścia minut i na górze
każda zostaje godzinę. W sumie w szczytowych momentach są tam trzy grupy. I
zacząłem myśleć. A gdyby tak w ramach tych grup, nastąpiła wymiana? Jednej
osoby z drugą. Po czasie poprosiłem o filmy z wjeżdżającymi z poprzednimi
grupami. I zobaczyłem … ciebie. Namówiłaś jakąś koleżankę, aby zamiast po
godzinie zjechała po dwudziestu minutach. Wiedziałeś, że filmują tylko
wjeżdżających? Musiałaś to wiedzieć. Zostałaś na szczycie dłużej o czterdzieści
minut. Ryzykowałaś spotkanie z mężem. Skąd miałaś pewność, że spotkasz tego
Chojnackiego sam na sam na końcu tarasu? Spotkałem się z tobą nieoficjalnie,
jutro złożę raport i pewnie też jutro przyjedziemy oficjalnie. Chciałem cię
uprzedzić, w imię naszej przyjaźni, a zwłaszcza mojej z Krzyśkiem. Ale jak to
zrobiłaś? I dlaczego?
- Staszek,
to znaczy Staszek Chojnacki, bawił się dobrze tą sytuacją. Ja byłam lata temu studentką
hotelarstwa, a on informatyki. Wiesz, tu same baby, tak sami faceci. I
spotykaliśmy się na wspólnych dyskotekach i innych imprezach, czasem do rana.
- Ale
przecież Krzysiek już wiedział o was.
- O nas? Nie
było żadnych nas, w każdym razie na pewno nie byłam z nim związana. Ja tylko… nieważne.
Problem był inny. Teraz już mogę ci to powiedzieć, choć będę cię prosiła, abyś
tego nie wyjawiał. Ja nie byłam grzeczna na tych studiach. W każdym razie
Staszek nie był jedynym, był jednym z wielu, z którymi… Wstydzę się tego
dzisiaj, nie myślałam o ryzyku przełożenia takich zachowań na moją przyszłość.
A on przyszedł do mnie tydzień wcześniej. Przyszedł tu, jak ty, do mojej
restauracji. Powiedział, że bawi się z moim mężem. Że będzie mu stopniowo
ujawniał wiedzę o mnie. Chyba, że … zacznę mu płacić gotówkowo albo – czego też
nie wyklucza – bezgotówkowo, w innej formie. Bo, jak stwierdził, wciąż fajna ze
mnie… wiesz co. Nie mogłam do tego dopuścić. Ja zrobiłam wiele błędów, ale
Krzysiek i bliźniaczki są dla mnie wszystkim. Mam koleżankę, która też miała
żal o pewne sprawy do Staszka. Ten Staszek to była gnida, on ją rzucił, jak zaszła.
On przez siedem lat nie chciał ani jej, ani dziecka widzieć. Do papierów wpisano, że ojciec nieznany. A
tym, że jest ojcem Rafała nikt nie wie, bo znali się krótko, a spotkali
przypadkowo na jakimś szkoleniu. Ona ma dziś męża, a ta szuja twierdzi ją
odnalazł i zaczął ględzić, że chętnie zagra z synem w piłkę, chyba, że dostanie
kasę. Ona pomogła mi z tą szaradą. Wzięła samochód męża i pojechałyśmy.
Wiedziałam, po lekturze prognoz pogody, że widoczność będzie paskudna.
Wiedziałam też, że Staszek nie podaruje sobie spaceru na koniec tarasu. On jest
pasjonatem gór, wspinaczki, zdobywania szczytów i zdobywania… nieważne, ale to było
do przewidzenia. Wiedziałam, że na pewno zrobi to raczej wcześniej, niż później.
Jestem bardzo wysportowana i bardzo silna, choć, być może, tego nie widać. Kiedyś
zresztą trenowałam karate. Poczekałam na niego za barierami ukryta za skałą. Tam
jest takie miejsce, mimo, że na pierwszy rzut oka tego nie widać. Znam ten
szczyt, bo byłam tam w ramach spotkania restauratorów. Na szczęście przyszedł
sam, tak jak przypuszczałam. Reszta nie miała ochoty marznąć i narażać się na
ryzyko poślizgnięcia na już ośnieżonej ścieżce. Ogłuszyłam go ciosem, którego
mnie kiedyś nauczył nasz trener za… nieważne za co, no i … zrzuciłam go ze
skały. Potem na minutę przed odjazdem kolejki przeszłam w kurtce z kapturem szybko
przez kawiarnię. Nikt, a w tym mój małżonek, nie spojrzał nawet na mnie. Udało
się. Musiałam ratować nasze małżeństwo i moją rodzinę. Nie udało się trudno.
- Przyjdę
jutro z kolegami z pracy, pozałatwiaj sprawy, przygotuj się.
I wyszedł
bez pożegnania.
* * *
Zofii jakiś
instynkt kazał przemilczeć wizytę komisarza. Nie powiedziała mężowi ani słowa.
Następnego dnia z duszą na ramieniu czekała. Jeszcze następnego tak samo. Nerwy
zaczęły ją opuszczać dopiero po tygodniu.
* * *
- Wiesz
Zosia, to niesłychane?
- Co?
- Jasiu
rzucił robotę w policji.
- Jak to
rzucił? Jest bezrobotny?
- No, nie do
końca. Poszedł na wcześniejszą emeryturę, oni tak mogą po niewielu latach
pracy. Ale dlaczego?
- A skąd mam
wiedzieć, nie mówił ci?
- Nie, może
na grillu zapytam.
* * *
- Patrz,
poszły do kuchni. I co tam słychać u was.
- Wiesz
Jasiu, jest fantastycznie. Omal nie zrobiłem strasznego błędu. To jednak
fantastyczna kobieta. I strasznie ją kocham. Jest taka … zdeterminowana. Ona
chyba… też mnie kocha. To najważniejsze. Ale, słuchaj, dlaczego rzuciłeś tę robotę?
- Nie
rzuciłem, po prostu skorzystałem z okazji, potem zmieniają zasady i dostałbym o
wiele mniej pieniędzy – skłamał komisarz. Faktycznie po podjęciu decyzji o tym,
że nie ruszy sprawy, która oficjalnie została zamknięta, uznał, że stracił
mandat do bycia policjantem. Że nie może już prowadzić żadnej sprawy. Ale z
drugiej strony doszedł do wniosku, że nie mógł postąpić inaczej. Znalazł
wyjście z trudnej sytuacji. Fatalne, ale jedyne możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz