niedziela, 11 stycznia 2015

Reminiscencje z Clarksona



Jako fan, choć krytyczny, Jeremiasza Urzędniczegosyna chciałbym się podzielić z Czytelnikami naszej strony omówieniem wybranych cytatów przeczytanej przeze mnie ostatnio pozycji „Świat według Clarksona 5” wydanej przez Insignis. Na wstępnie powiem, że książka niemal … w ogóle nie zawiera w sobie wątków motoryzacyjnych. Natomiast dość często przewijają się w niej tematy ekonomiczne i około-ekonomiczne.

Strona 56: „Jego (…) rada oraz rada miasta (…) zaproponowały ograniczenie wydatków lokalnych władz o sto milionów funtów, co oznacza likwidację dwóch tysięcy miejsc pracy. Czy zwalniani pogodzili się z tym co nieuniknione? Ależ skąd. Rozpoczęli właśnie strajk włoski a ich związek zawodowy wygłasza churchillowskie tyrady i grozi wojną”
Czy jedno miejsce pracy w sektorze urzędniczym mniej lub więcej ma wpływ na bezrobocie. A jeśli tak, to czy ten wpływ jest proporcjonalny, czy odwrotnie proporcjonalny. Parkinsoniści uważają, że jeden urzędnik więcej oznacza zwolnienie dwóch osób w sektorze prywatnym. Przeciwnicy tego poglądu, że w rejonach strukturalnego bezrobocia w zasadzie tylko i wyłącznie urzędy tworzą jakiekolwiek miejsca pracy i przyczyniają się do mniej dramatycznych skutków społecznych kryzysu. Kto ma rację? Trudno arbitralnie stwierdzić.

Strona 57: „Pewien facet zadzwonił w zeszłym tygodniu (…) aby przedyskutować ten problem z Davidem Cameronem. (…) Oznajmił, że jak się zabierze pieniądze stu najbogatszym ludziom w Wielkiej Brytanii, to automatycznie rozwiążą się wszystkie nasze problemy”
No, tak! Europa Zachodnia nie zaznała nigdy prawdziwego komunizmu, stąd pewnie rodzą się w głowach jej obywateli takie pomysły. A mnie prześladuje taki oto sen: "Rewizjoniści" doszli do władzy i skonfiskowano cały majątek 100 najbogatszym z listy "Wprost" i kazano im zaczynać życie od „zera”. A po dziesięciu latach okazało się, że na czele rankingu najbogatszych Polaków są … ci sami ludzie. I pewnie… tak by było. Ci ludzie pewnie nie zawsze postępowali w życiu wg dziesięciu przykazań. Grzebanie w ich teczkach być może też mogłoby przynieść różne informacje. Ale to nieważne. Co ludzie nie doszli do swej pozycji tylko dlatego, że mieli ułatwiony start. Oni po prostu mają takie cechy charakteru jak bezwzględność, przebojowość, umiejętność balansowania na granicy prawa a nawet, jeśli trzeba, poza prawem, a także umiejętność skumania się z taką a nie inną rządzącą w danej chwili władzą. Dlatego mają taki majątek. I jakkolwiek tego faktu nie oceniać, te cechy pozwoliłyby im się dorobić w każdym ustroju i w każdym kraju. To są cechy charakterystyczne dla ludzi kochających pomnażanie pieniędzy i władzę z tego wynikającą.

Strona 93: „W domu poddajecie swój samochód regularnym przeglądom. (…) Ale na wakacjach nie macie nic przeciw wynajęciu wozu od gościa o imieniu Stavros (…) a następnie wyjeżdżacie na drogę, spowici obłokiem płonących płynów. Albo wynajmujecie jakiś śmieszny skuterek, którym jeździcie potem o wiele za szybko, ubrani w same szorty i klapki”
Trudno o lepszy komentarz do naszych artykułów o ryzyku życia codziennego i podejściu do ryzyka. Wybór między „funem” a „bezpieczeństwem” nie zawsze jest prosty. Kiedyś tłumaczyłem synowi w aquaparku w Złotych Piaskach przed zjeżdżalnią o wiele mówiącej nazwie „Kamikadze”, która w dodatku nie sprawiała wrażenia że mimo nazwy wszystko musi być OK, że co prawda istnieje ryzyko, że nie przeżyje tego zjazdu, ale za to jeśli jednak przeżyje, to jaka to będzie radość z jazdy. Nie zdecydował się. A ja tak. Musiałem co prawda zastosować się do kilku dziwnych reguł wygłoszonych przez ratownika, no i to pewnie ocaliło mi życie. Nie żałuję.

Strona 115-116: „Czemu więc mają służyć te durne ulotki, ostrzegające nas przed ryzykiem gwałtownej śmierci. (…) A powód jest następujący: jeśli zachodzi choćby najmniejsze prawdopodobieństwo, że zdarzy się coś złego, to zawsze znajdzie się prawnik, który potem powie, że poszkodowana osoba powinna zostać ostrzeżona”
Życie uczy, że ludzie są zdecydowanie bardziej inteligentni, niż postrzegają to jakiekolwiek władze stawiające tablice lub ulotki z ostrzeżeniami. Nie jedzą proszku do prania, nie myją włączonej brudnej suszarki elektrycznej pod kranem i aparatem fotograficznym z reguły robią zdjęcia a nie grają nim w rugby. Podczas pobytu w Hiszpanii swego czasu wypożyczyłem samochód. I na pierwszym zakręcie, który oznakowano pięćdziesiątką jechałem pięćdziesiąt pięć. I omal nie wyleciałem z zakrętu. Od tej pory stosowałem się tam do znaków. A w Warszawie na szerokich dwupasmowych drogach obowiązuje na wielu odcinkach pięćdziesiąt, a ludzie bezpiecznie jeżdżą setką. Nie uczy to szacunku do znaków i ostrzeżeń.

Strona 127-128: „Musimy nakazać pracownikom instytucji Unii Europejskiej, żeby przestali udawać, że nie znają angielskiego (…) Mieszkańcy Unii Europejskiej posługują się dwudziestoma trzema językami (…) Ale gorsze (…) są sumy wydawane na tłumaczenia. To blisko miliard euro rocznie (…) a przez jakichś szalonych Basków może być jeszcze gorzej”
Nie da się ukryć, że Unia od lat hołdowała starej niemieckiej zasadzie: Niczego nie rób sam, znajdź fachowca, wówczas wszyscy będą mieli pracę. Francuzi tak się kiedyś zatrzymali w rozwoju, że już w czasach gdy w „Skansenie Narciarskim Szczyrk” obowiązywały czytniki kart dziennych, we francuskich Trzech Dolinach sprawdzanie biletów powierzano… bileterom. Ale kres tej polityki jest blisko. Zamiast likwidacji bezrobocia, mamy tabuny młodych ludzi bez pracy w całej Unii. Po prostu koszty urzędnicze mówiąc brzydko zżarły wszelki wzrost.

Strona 179: „Jeśli zaś chodzi o ustrój, to w Norwegii panuje łagodna wersja komunizmu. Trzydzieści procent Norwegów pracuje w sektorze budżetowym, dwadzieścia dwa żyje z zasiłku, zaś trzynaście to niepełnosprawni, niezdolni do pracy zarobkowej. A ponieważ po przyjściu na świat dziecka rodzice otrzymują tam w sumie dwanaście miesięcy urlopu rodzicielskiego, reszta norweskiej populacji siedzi w domu i zmienia pieluchy. To prawdopodobnie dlatego nie macie w domu ani jednej rzeczy, która byłaby podpisana: Made in Norway”.
Skomentować to da się tylko tak, że ten kraj na to stać, bo żyje z ropy, a dystrybucja dochodów z niej jest znacząco sprawiedliwsza niż w „Raju Putina”.

Strona 213: „Dawnymi czasy inteligencja była w cenie (…) Potem jednak wymyślono Randkę w ciemno i wszystko się zmieniło (…) I nagle się okazało, że bycie inteligentnym i oczytanym już nie jest cool”
I cóż można do tego dodać. Nic. Może warto powiesić nad biurkiem hasło: „IGNORANCJA TO SIŁA”. Wymyślił je niejaki Orwell. Polecam powrót do naszego artykułu o tabloidyzacji informacji o świecie.

Strona 261: (ten fragment szczególnie polecam MS): „Na pewno wiecie, że w zeszłym tygodniu wszyscy młodzi Brytyjczycy otrzymali informację o tym, że zdali egzaminy gimnazjalne z piętnastu przedmiotów (…) To oznacza, że teraz mogą przygotowywać się do egzaminów A-levels, które również zdadzą śpiewająco, po czym dostaną się na uniwersytety, gdzie będą studiować – hm, czy ja wiem? – Taniec i gospodarowanie odpadami albo Rozwój krajów Trzeciego Świata z elementami wiedzy o muzyce pop. Nawiasem mówiąc są to nazwy prawdziwych kursów. Kiedy już ukończą studia z wyróżnieniem zameldują się w miejscu pracy jako w pełni ukształtowane, a do tego najlepiej wykształcone młode pokolenie w całej historii Wielkiej Brytanii. Czy aby na pewno?”
Skutki brytyjskiej edukacji kiedyś budziły naszą ogólną wesołość nad stopniem wiedzy o świecie dzisiejszych potomków Szekspira, Churchilla i Brunela. Tak się tym zachwyciliśmy, że ten durny system zaimplementowaliśmy na nasz polski grunt. Skutek? Szkoda gadać. Ale pozostaje w tle wiara, że nasze dzieci mimo stałych dążeń do zrobienia z nich kretynów, nie są takie durne, jak dzieci brytyjskie. Ten system ich nie zniszczy, choć będzie podejmował liczne próby. Gwarantuję to Państwu.
Przedstawię w tym miejscu jeszcze zaobserwowaną historię w Turcji. Miejscowy sprzedawca Hassan, czy Mehmet, bez znaczenia, handlował bardzo dobrze wykonanymi podróbkami koszulek klubów angielskiej ligi. Podszedł do stoiska nieźle wytatuowany poddany Królowej i zaczął oglądać produkty w barwach Manchesteru United. Spojrzał, pomacał, spojrzał na cenę, zamyślił się. Jeszcze raz spojrzał pomacał, sprawdził cenę. Po chwili zastanowienia i wahania zdecydował się na podejście do sprzedawcy i nagle zagaił: "Excuse me, sir! Is this original?". Hassana, czy Mehmeta zatkało tak, że na jakieś pięć sekund stracił zdolność reakcji. Widział już wiele indywiduów z "Europy", ale ten go jednak zaskoczył. Ale po tych pięciu sekundach reakcja była adekwatna: "Of course, sir! Original! Turkish original!".

Strona 268-269: „To sprawia, że gdziekolwiek byśmy nie pojechali, mój syn zawsze jako pierwszy zaprzyjaźnia się z tubylcami. Kiedyś przyłapałem go na rozmowie z pewnym znanym karaibskim dilerem narkotyków. Byłem wściekły, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że dyskutują o szansach Arsenalu w nadchodzącym sezonie.”
Ten wątek to świetne uzupełnienie moich „Międzynarodowych Standardów…”, gdzie pisałem między innymi o tym, że często wtłaczam do tekstu wątki piłkarskie, bo po pierwsze łatwiej tak wytłumaczyć trudne zjawiska ekonomiczne, a po drugie gdziekolwiek byśmy nie pojechali służbowo, to najlepszą formą rozpoczęcia dyskusji jest zagadanie o futbolu. Na świecie interesują się nim niemal wszyscy.

Strona 303: „Muzyczne snoby od lat szydzą z okropnego europopu – i nie bez przyczyny. (…) Zamiast słuchać belgijskiej gwiazdki Eurowizji wolałbym już raczej usłyszeć głos salwy, stojąc przed plutonem egzekucyjnym. Nadawany w radiu pop jest tak samo kiepski we Francji co w Hiszpanii czy w Niemczech”
Jako jedyny komentarz niech posłuży link:

Strona 311: „Połóżcie sobie rękę na sercu i odpowiedzcie szczerze na następujące pytanie: czy macie choćby najbledsze pojęcie o tym, co się właściwie dzieje w strefie euro? (…)
Bez komentarza.

Strona 313: „Wydaje się, że obecnie obserwujemy próby odejścia od idei demokracji poprzez zastępowanie powołanych w wyborach przywódców technokratami rządzącymi zza kulis”
Nie jest wynalazkiem obecnych czasów myślenie, że ciemny lud należy pozbawić prawa wyboru ścieżki postępowania, bo MY WIEMY LEPIEJ co trzeba zrobić. Inaczej na przykład tacy Grecy mogliby wyjść ze strefy euro i kto wie, jakie by to miało reperkusje. Niestety cała Europa coraz bardziej akceptuje tego typu myślenie.

Na stronie 318 Clarkson kupuje garnitur: „Mam już jeden garnitur, który kupiłem jakiś czas temu, ale (…) zaczął się kurczyć (czytaj: Clarkson przytył, dopisek MS). Kiedy już zostaniecie upokorzeni i obmacani, wręczą wam książkę, na stronach ktorej znajdują się próbki materiału. Wszystkie identyczne (…) Następnie zadano mi pytanie (…) jakie kieszenie sobie życzę (…) a także na jakiej wysokości obcasa mają się kończyć nogawki.” Uzupełnienie na stronie 394: „Zakupy są tylko dla kobiet”
Znów odwołam się do „Międzynarodowych…” i opisanych tam typów osobowości ludzi. Jeremiasz to ewidentnie dyktator-choleryk, człowiek który nie przywiązuje żadnej wagi do trendów modowych i ubiera się w to, co ma pod ręką. Odważny, potrafiący impulsywnie podejmować decyzje, świetny szef małej firmy. Co to ma wspólnego w ekonomią? Nie da się tego wytłumaczyć bez zachęcenia do przeczytania mojej książki.

Strona 371: „Przed laty przeprowadzałem wywiad z pewnym wyznawcą teorii spiskowej, który utrzymywał, że Neil Armstrong nie mógł odbyć swego spaceru po księżycu”
A więc nie tylko ja mam wątpliwości. Link:

Strona 378: „Za dawnych czasów gazety dostarczały nam informacji (…) a redakcje nie były zainteresowane opiniami ani zdjęciami ludzi, którzy parali się grą w serialu komediowym”

Strona 386: „Przewiduję, że za trzydzieści lat w Wielkiej Brytanii będzie tylko jedna turbina wiatrowa. (…) Uczniowie będą zabierani przez (…) nauczycieli na wycieczki, żeby mogli zobaczyć (…) jak głupia była w przeszłości rasa ludzka.
Podobną przyszłość „ekologicznej energii” wróżę w „Międzynarodowych…”.

O oglądaniu z przewodniczką uśmiechniętych ust Mony Lisy w Luwrze na stronie 402: „Następnie zajęła się tłem obrazu i próbą udzielenia odpowiedzi na pytanie, dlaczego da Vinci namalował je lekko przekrzywione. Bo nie był zbyt dobrym malarzem? – zasugerowałem.”
Po prostu dobre! To po pierwsze. Po drugie przeczytałem gdzieś, że każdy autor (artysta) traci wpływ na interpretację swego dzieła od momentu publikacji. Taki Kaczmarski, póki żył, mógł ludziom tłumaczyć, że "Mury" wcale nie były napisane jako potępienie ustroju i wezwanie do walki, że jemu chodziło o mur porozumienia między ludźmi. Nikt go nie słuchał.

O nagrodach filmowych, muzycznych, itp., na stronie 418: „Jednak Geoff wcale nie jest najlepszym sprzedawcą. Po prostu jego firma wykupiła tego roku więcej reklam u organizatorów gali”
Nic dodać, nic ująć. Messi zawsze zasługuje na Złotą Piłkę, nawet jak miał sezon do kitu.

O zarządzaniu pieniądzem publicznym na stronie 425: „Minister obrony powinien go wezwać do swojego gabinetu i za karę kazać mu napisać tysiąc razy: nie będę zamawiał bardzo kosztownych okrętów wojennych, które do niczego nam się nie przydadzą” Strona 580: "Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby to rząd budował londyński The Shard, nie działałyby w nim windy (...) Kiedy rząd się za coś zabiera, rezultaty wcale nie są zachwycające"
Bez komentarza.

O zawiłościach języka ekonomistów na stronie 448: „Każdego wieczora dzwoniłem do mojego księgowego (…) żeby przetłumaczyć zapisy umowy na angielski zrozumiały dla ucznia szkoły podstawowej (…) Czy znacie na przykład słowo EBITDA? Brzmi jak imię klienta kantyny z Gwiezdnych wojen (…) Musicie więc zatrudnić prawników, którzy zasugerują, że powinniście się raczej zastanowić nad EBIT (…), no chyba że zdecydowaliście się na model DCF.”
Ten fragment uczy nas pokory, że nie każdy wie, co oznaczają znane nam skróty oraz że nie powinniśmy w rozmowach z ludźmi spoza kręgu zawodowych finansistów używać szyfrów.

Na deser, ze strony 527. Sen ojca o przyszłości dzieci w postaci wypowiadanego przez dziecko zdania. Optymistyczny i pesymistyczny. Pierwszy „Pragnę podziękować Komitetowi Noblowskiemu”. Drugi: „Czy chciałby pan do zamówienia dodać frytki”

Za jakiś czas uraczę Państwa reminiscencjami z „Wilka z Wall Street”. Ale jako że dostałem kontakt na nową książkę, muszę najpierw znaleźć trochę wolnego czasu.

Maciej Skudlik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz