Jako fan, choć krytyczny, Jeremiasza Urzędniczegosyna
chciałbym się podzielić z Czytelnikami naszej strony omówieniem wybranych
cytatów przeczytanej przeze mnie ostatnio pozycji „Świat według Clarksona 5”
wydanej przez Insignis. Na wstępnie powiem, że książka niemal … w ogóle nie
zawiera w sobie wątków motoryzacyjnych. Natomiast dość często przewijają się w
niej tematy ekonomiczne i około-ekonomiczne.
Strona 56: „Jego (…)
rada oraz rada miasta (…) zaproponowały ograniczenie wydatków lokalnych władz o
sto milionów funtów, co oznacza likwidację dwóch tysięcy miejsc pracy. Czy
zwalniani pogodzili się z tym co nieuniknione? Ależ skąd. Rozpoczęli właśnie
strajk włoski a ich związek zawodowy wygłasza churchillowskie tyrady i grozi
wojną”
Czy jedno miejsce pracy w sektorze urzędniczym mniej lub
więcej ma wpływ na bezrobocie. A jeśli tak, to czy ten wpływ jest
proporcjonalny, czy odwrotnie proporcjonalny. Parkinsoniści uważają, że jeden
urzędnik więcej oznacza zwolnienie dwóch osób w sektorze prywatnym. Przeciwnicy
tego poglądu, że w rejonach strukturalnego bezrobocia w zasadzie tylko i
wyłącznie urzędy tworzą jakiekolwiek miejsca pracy i przyczyniają się do mniej
dramatycznych skutków społecznych kryzysu. Kto ma rację? Trudno arbitralnie stwierdzić.
Strona 57: „Pewien
facet zadzwonił w zeszłym tygodniu (…) aby przedyskutować ten problem z Davidem
Cameronem. (…) Oznajmił, że jak się zabierze pieniądze stu najbogatszym ludziom
w Wielkiej Brytanii, to automatycznie rozwiążą się wszystkie nasze problemy”
No, tak! Europa Zachodnia nie zaznała nigdy prawdziwego
komunizmu, stąd pewnie rodzą się w głowach jej obywateli takie pomysły. A mnie
prześladuje taki oto sen: "Rewizjoniści" doszli do władzy i skonfiskowano cały majątek 100 najbogatszym z listy "Wprost" i kazano im zaczynać
życie od „zera”. A po dziesięciu latach okazało się, że na czele rankingu
najbogatszych Polaków są … ci sami ludzie. I pewnie… tak by było. Ci
ludzie pewnie nie zawsze postępowali w życiu wg dziesięciu przykazań. Grzebanie
w ich teczkach być może też mogłoby przynieść różne informacje. Ale to nieważne. Co ludzie nie doszli do swej
pozycji tylko dlatego, że mieli ułatwiony start. Oni po prostu mają takie cechy
charakteru jak bezwzględność, przebojowość, umiejętność balansowania na granicy
prawa a nawet, jeśli trzeba, poza prawem, a także umiejętność skumania się z
taką a nie inną rządzącą w danej chwili władzą. Dlatego mają taki majątek. I
jakkolwiek tego faktu nie oceniać, te cechy pozwoliłyby im się dorobić w każdym
ustroju i w każdym kraju. To są cechy charakterystyczne dla ludzi kochających
pomnażanie pieniędzy i władzę z tego wynikającą.
Strona 93: „W domu
poddajecie swój samochód regularnym przeglądom. (…) Ale na wakacjach nie macie
nic przeciw wynajęciu wozu od gościa o imieniu Stavros (…) a następnie
wyjeżdżacie na drogę, spowici obłokiem płonących płynów. Albo wynajmujecie
jakiś śmieszny skuterek, którym jeździcie potem o wiele za szybko, ubrani w
same szorty i klapki”
Trudno o lepszy komentarz do naszych artykułów o ryzyku
życia codziennego i podejściu do ryzyka. Wybór między „funem” a „bezpieczeństwem”
nie zawsze jest prosty. Kiedyś tłumaczyłem synowi w aquaparku w Złotych
Piaskach przed zjeżdżalnią o wiele mówiącej nazwie „Kamikadze”, która w dodatku
nie sprawiała wrażenia że mimo nazwy wszystko musi być OK, że co prawda
istnieje ryzyko, że nie przeżyje tego zjazdu, ale za to jeśli jednak przeżyje,
to jaka to będzie radość z jazdy. Nie zdecydował się. A ja tak. Musiałem co
prawda zastosować się do kilku dziwnych reguł wygłoszonych przez ratownika, no
i to pewnie ocaliło mi życie. Nie żałuję.
Strona 115-116:
„Czemu więc mają służyć te durne ulotki, ostrzegające nas przed ryzykiem
gwałtownej śmierci. (…) A powód jest następujący: jeśli zachodzi choćby
najmniejsze prawdopodobieństwo, że zdarzy się coś złego, to zawsze znajdzie się
prawnik, który potem powie, że poszkodowana osoba powinna zostać ostrzeżona”
Życie uczy, że ludzie są zdecydowanie bardziej inteligentni,
niż postrzegają to jakiekolwiek władze stawiające tablice lub ulotki z
ostrzeżeniami. Nie jedzą proszku do prania, nie myją włączonej brudnej suszarki
elektrycznej pod kranem i aparatem fotograficznym z reguły robią zdjęcia a nie
grają nim w rugby. Podczas pobytu w Hiszpanii swego czasu wypożyczyłem
samochód. I na pierwszym zakręcie, który oznakowano pięćdziesiątką jechałem
pięćdziesiąt pięć. I omal nie wyleciałem z zakrętu. Od tej pory stosowałem się
tam do znaków. A w Warszawie na szerokich dwupasmowych drogach obowiązuje na
wielu odcinkach pięćdziesiąt, a ludzie bezpiecznie jeżdżą setką. Nie uczy to
szacunku do znaków i ostrzeżeń.
Strona 127-128: „Musimy
nakazać pracownikom instytucji Unii Europejskiej, żeby przestali udawać, że nie
znają angielskiego (…) Mieszkańcy Unii Europejskiej posługują się dwudziestoma
trzema językami (…) Ale gorsze (…) są sumy wydawane na tłumaczenia. To blisko miliard
euro rocznie (…) a przez jakichś szalonych Basków może być jeszcze gorzej”
Nie da się ukryć, że Unia od lat hołdowała starej
niemieckiej zasadzie: Niczego nie rób sam, znajdź fachowca, wówczas wszyscy
będą mieli pracę. Francuzi tak się kiedyś zatrzymali w rozwoju, że już w
czasach gdy w „Skansenie Narciarskim Szczyrk” obowiązywały czytniki kart
dziennych, we francuskich Trzech Dolinach sprawdzanie biletów powierzano…
bileterom. Ale kres tej polityki jest blisko. Zamiast likwidacji bezrobocia,
mamy tabuny młodych ludzi bez pracy w całej Unii. Po prostu koszty urzędnicze
mówiąc brzydko zżarły wszelki wzrost.
Strona 179: „Jeśli
zaś chodzi o ustrój, to w Norwegii panuje łagodna wersja komunizmu. Trzydzieści
procent Norwegów pracuje w sektorze budżetowym, dwadzieścia dwa żyje z zasiłku,
zaś trzynaście to niepełnosprawni, niezdolni do pracy zarobkowej. A ponieważ po
przyjściu na świat dziecka rodzice otrzymują tam w sumie dwanaście miesięcy urlopu
rodzicielskiego, reszta norweskiej populacji siedzi w domu i zmienia pieluchy.
To prawdopodobnie dlatego nie macie w domu ani jednej rzeczy, która byłaby
podpisana: Made in Norway”.
Skomentować to da się tylko tak, że ten kraj na to stać, bo
żyje z ropy, a dystrybucja dochodów z niej jest znacząco sprawiedliwsza niż w „Raju
Putina”.
Strona 213: „Dawnymi
czasy inteligencja była w cenie (…) Potem jednak wymyślono Randkę w ciemno i wszystko się zmieniło (…) I nagle się okazało, że
bycie inteligentnym i oczytanym już nie jest cool”
I cóż można do tego dodać. Nic. Może warto powiesić nad
biurkiem hasło: „IGNORANCJA TO SIŁA”.
Wymyślił je niejaki Orwell. Polecam powrót do naszego artykułu o tabloidyzacji
informacji o świecie.
Strona 261: (ten fragment szczególnie polecam MS): „Na
pewno wiecie, że w zeszłym tygodniu wszyscy młodzi Brytyjczycy otrzymali
informację o tym, że zdali egzaminy gimnazjalne z piętnastu przedmiotów (…) To
oznacza, że teraz mogą przygotowywać się do egzaminów A-levels, które również
zdadzą śpiewająco, po czym dostaną się na uniwersytety, gdzie będą studiować –
hm, czy ja wiem? – Taniec i
gospodarowanie odpadami albo Rozwój
krajów Trzeciego Świata z elementami wiedzy o muzyce pop. Nawiasem mówiąc
są to nazwy prawdziwych kursów. Kiedy już ukończą studia z wyróżnieniem
zameldują się w miejscu pracy jako w pełni ukształtowane, a do tego najlepiej
wykształcone młode pokolenie w całej historii Wielkiej Brytanii. Czy aby na
pewno?”
Skutki brytyjskiej edukacji kiedyś budziły naszą ogólną
wesołość nad stopniem wiedzy o świecie dzisiejszych potomków Szekspira,
Churchilla i Brunela. Tak się tym zachwyciliśmy, że ten durny system
zaimplementowaliśmy na nasz polski grunt. Skutek? Szkoda gadać. Ale pozostaje w
tle wiara, że nasze dzieci mimo stałych dążeń do zrobienia z nich kretynów, nie
są takie durne, jak dzieci brytyjskie. Ten system ich nie zniszczy, choć będzie
podejmował liczne próby. Gwarantuję to Państwu.
Przedstawię w tym miejscu jeszcze zaobserwowaną historię w Turcji. Miejscowy sprzedawca Hassan, czy Mehmet, bez znaczenia, handlował bardzo dobrze wykonanymi podróbkami koszulek klubów angielskiej ligi. Podszedł do stoiska nieźle wytatuowany poddany Królowej i zaczął oglądać produkty w barwach Manchesteru United. Spojrzał, pomacał, spojrzał na cenę, zamyślił się. Jeszcze raz spojrzał pomacał, sprawdził cenę. Po chwili zastanowienia i wahania zdecydował się na podejście do sprzedawcy i nagle zagaił: "Excuse me, sir! Is this original?". Hassana, czy Mehmeta zatkało tak, że na jakieś pięć sekund stracił zdolność reakcji. Widział już wiele indywiduów z "Europy", ale ten go jednak zaskoczył. Ale po tych pięciu sekundach reakcja była adekwatna: "Of course, sir! Original! Turkish original!".
Przedstawię w tym miejscu jeszcze zaobserwowaną historię w Turcji. Miejscowy sprzedawca Hassan, czy Mehmet, bez znaczenia, handlował bardzo dobrze wykonanymi podróbkami koszulek klubów angielskiej ligi. Podszedł do stoiska nieźle wytatuowany poddany Królowej i zaczął oglądać produkty w barwach Manchesteru United. Spojrzał, pomacał, spojrzał na cenę, zamyślił się. Jeszcze raz spojrzał pomacał, sprawdził cenę. Po chwili zastanowienia i wahania zdecydował się na podejście do sprzedawcy i nagle zagaił: "Excuse me, sir! Is this original?". Hassana, czy Mehmeta zatkało tak, że na jakieś pięć sekund stracił zdolność reakcji. Widział już wiele indywiduów z "Europy", ale ten go jednak zaskoczył. Ale po tych pięciu sekundach reakcja była adekwatna: "Of course, sir! Original! Turkish original!".
Strona 268-269: „To
sprawia, że gdziekolwiek byśmy nie pojechali, mój syn zawsze jako pierwszy
zaprzyjaźnia się z tubylcami. Kiedyś przyłapałem go na rozmowie z pewnym znanym
karaibskim dilerem narkotyków. Byłem wściekły, dopóki nie zdałem sobie sprawy,
że dyskutują o szansach Arsenalu w nadchodzącym sezonie.”
Ten wątek to świetne uzupełnienie moich „Międzynarodowych
Standardów…”, gdzie pisałem między innymi o tym, że często wtłaczam do tekstu
wątki piłkarskie, bo po pierwsze łatwiej tak wytłumaczyć trudne zjawiska
ekonomiczne, a po drugie gdziekolwiek byśmy nie pojechali służbowo, to
najlepszą formą rozpoczęcia dyskusji jest zagadanie o futbolu. Na świecie
interesują się nim niemal wszyscy.
Strona 303: „Muzyczne
snoby od lat szydzą z okropnego europopu – i nie bez przyczyny. (…) Zamiast
słuchać belgijskiej gwiazdki Eurowizji wolałbym już raczej usłyszeć głos salwy,
stojąc przed plutonem egzekucyjnym. Nadawany w radiu pop jest tak samo kiepski
we Francji co w Hiszpanii czy w Niemczech”
Jako jedyny
komentarz niech posłuży link:
Strona 311: „Połóżcie
sobie rękę na sercu i odpowiedzcie szczerze na następujące pytanie: czy macie
choćby najbledsze pojęcie o tym, co się właściwie dzieje w strefie euro? (…)
Bez komentarza.
Strona 313: „Wydaje
się, że obecnie obserwujemy próby odejścia od idei demokracji poprzez
zastępowanie powołanych w wyborach przywódców technokratami rządzącymi zza
kulis”
Nie jest wynalazkiem obecnych czasów myślenie, że ciemny lud
należy pozbawić prawa wyboru ścieżki postępowania, bo MY WIEMY LEPIEJ co trzeba
zrobić. Inaczej na przykład tacy Grecy mogliby wyjść ze strefy euro i kto wie,
jakie by to miało reperkusje. Niestety cała Europa coraz bardziej akceptuje
tego typu myślenie.
Na stronie 318 Clarkson
kupuje garnitur: „Mam już jeden garnitur, który kupiłem jakiś czas temu, ale (…)
zaczął się kurczyć (czytaj: Clarkson
przytył, dopisek MS). Kiedy już zostaniecie upokorzeni i obmacani, wręczą
wam książkę, na stronach ktorej znajdują się próbki materiału. Wszystkie
identyczne (…) Następnie zadano mi pytanie (…) jakie kieszenie sobie życzę (…)
a także na jakiej wysokości obcasa mają się kończyć nogawki.” Uzupełnienie na
stronie 394: „Zakupy są tylko dla kobiet”
Znów odwołam się do „Międzynarodowych…” i opisanych tam
typów osobowości ludzi. Jeremiasz to ewidentnie dyktator-choleryk, człowiek
który nie przywiązuje żadnej wagi do trendów modowych i ubiera się w to, co ma
pod ręką. Odważny, potrafiący impulsywnie podejmować decyzje, świetny szef małej firmy. Co to
ma wspólnego w ekonomią? Nie da się tego wytłumaczyć bez zachęcenia do
przeczytania mojej książki.
Strona 371: „Przed
laty przeprowadzałem wywiad z pewnym wyznawcą teorii spiskowej, który utrzymywał,
że Neil Armstrong nie mógł odbyć swego spaceru po księżycu”
A więc nie
tylko ja mam wątpliwości. Link:
Strona 378: „Za
dawnych czasów gazety dostarczały nam informacji (…) a redakcje nie były
zainteresowane opiniami ani zdjęciami ludzi, którzy parali się grą w serialu
komediowym”
Strona 386: „Przewiduję,
że za trzydzieści lat w Wielkiej Brytanii będzie tylko jedna turbina wiatrowa.
(…) Uczniowie będą zabierani przez (…) nauczycieli na wycieczki, żeby mogli
zobaczyć (…) jak głupia była w przeszłości rasa ludzka.
Podobną przyszłość „ekologicznej energii” wróżę w „Międzynarodowych…”.
O oglądaniu z
przewodniczką uśmiechniętych ust Mony Lisy w Luwrze na stronie 402: „Następnie
zajęła się tłem obrazu i próbą udzielenia odpowiedzi na pytanie, dlaczego da
Vinci namalował je lekko przekrzywione. Bo nie był zbyt dobrym malarzem? –
zasugerowałem.”
Po prostu dobre! To po pierwsze. Po drugie przeczytałem gdzieś, że każdy autor (artysta) traci wpływ na interpretację swego dzieła od momentu publikacji. Taki Kaczmarski, póki żył, mógł ludziom tłumaczyć, że "Mury" wcale nie były napisane jako potępienie ustroju i wezwanie do walki, że jemu chodziło o mur porozumienia między ludźmi. Nikt go nie słuchał.
O nagrodach
filmowych, muzycznych, itp., na stronie 418: „Jednak Geoff wcale nie jest
najlepszym sprzedawcą. Po prostu jego firma wykupiła tego roku więcej reklam u
organizatorów gali”
Nic dodać, nic ująć. Messi zawsze zasługuje na Złotą Piłkę,
nawet jak miał sezon do kitu.
O zarządzaniu
pieniądzem publicznym na stronie 425: „Minister obrony powinien go wezwać do
swojego gabinetu i za karę kazać mu napisać tysiąc razy: nie będę zamawiał
bardzo kosztownych okrętów wojennych, które do niczego nam się nie przydadzą” Strona 580: "Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby to rząd budował londyński The Shard, nie działałyby w nim windy (...) Kiedy rząd się za coś zabiera, rezultaty wcale nie są zachwycające"
Bez komentarza.
O zawiłościach języka
ekonomistów na stronie 448: „Każdego wieczora dzwoniłem do mojego księgowego (…)
żeby przetłumaczyć zapisy umowy na angielski zrozumiały dla ucznia szkoły
podstawowej (…) Czy znacie na przykład słowo EBITDA? Brzmi jak imię klienta
kantyny z Gwiezdnych wojen (…) Musicie więc zatrudnić prawników, którzy zasugerują,
że powinniście się raczej zastanowić nad EBIT (…), no chyba że zdecydowaliście
się na model DCF.”
Ten fragment uczy nas pokory, że nie każdy wie, co oznaczają
znane nam skróty oraz że nie powinniśmy w rozmowach z ludźmi spoza kręgu
zawodowych finansistów używać szyfrów.
Na deser, ze strony 527.
Sen ojca o przyszłości dzieci w postaci wypowiadanego przez dziecko zdania. Optymistyczny
i pesymistyczny. Pierwszy „Pragnę podziękować Komitetowi Noblowskiemu”. Drugi: „Czy
chciałby pan do zamówienia dodać frytki”
Za jakiś czas uraczę Państwa reminiscencjami z „Wilka z Wall
Street”. Ale jako że dostałem kontakt na nową książkę, muszę najpierw znaleźć
trochę wolnego czasu.
Maciej Skudlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz